Na Huangtudian Railway odgrywałyby się pewnie dantejskie sceny, gdyby stacja znajdowała się w np. Europie. W Pekinie jednak ludzkie masy są świetnie skoordynowane i niezwykle spokojne. Takie odnieśliśmy wrażenie ósmego czerwca 2019 roku. Gdy znaleźliśmy się na wyżej wspomnianej stacji, by udać się stamtąd do Badaling zakręciło się nam w głowie. Niekończąca się kolejka, wijąca się wzdłuż barierek jak na lotnisku, sami Chińczycy, gdzieś w środku majaczą twarze naszych znajomych, którzy przyjechali tutaj wcześniej. Tłum posuwa się wolno i miarowo do przodu, a my mamy nadzieję, że pociąg ma równie niekończącą się liczbę wagonów. Gdy przechodzimy w końcu do holu i skanujemy nasze karty biletowe, automat nas nie przepuszcza twierdząc, że mamy za mało pieniędzy. Przerażeni nie wierzymy, że trzeba będzie wrócić do widzianej przez nas i opatrzonej drugą ogromną kolejką kasy. W małym automacie bilety mogą naładować Chińczycy w jakimś im tylko znanym systemie. Nagle podchodzi do nas młoda para i przystawiając swoje smartfony do naszych kart doładowuje po dziesięć jenów, które otrzymują od nas w gotówce. Wchodzimy na halę i jakieś 20 metrów przed nami zostały zamknięte drzwi na peron. Pociąg odjeżdżający o 11.37 jest pełny, następny będzie o 13.15. Czekamy posiadując na podłodze i podglądając rodzinne życie towarzyszy niedoli. Gdy przyjeżdża nasz pociąg otwierają się wrota i wszyscy biegiem udają się do wagonów. Miejsca dostaliśmy siedzące i półtoragodzinna jazda do Badaling upłynęła niezwykle przyjemnie. Po drodze podziwialiśmy nowoczesny Pekin, a potem coraz bardziej biedniejące okolice, zniszczone dworce kolejowe i takie też wsie. Gdy widać było Wielki Mur Chiński atmosfera w pociągu niezwykle się ożywiała.
Na miejscu spóźnienie okazało się zbawienne. Mur pustoszał. Odjechały wszystkie autokary, tłumy po prawej stronie zmierzały ku wyjściu, a po lewej stronie, w którą się udaliśmy, bywaliśmy na wielu odcinkach sami. Gdzieś wyczytałam, że w Badaling lewa strona jest stroma większość więc udaje się w przeciwnym kierunku. Stromo było i owszem, ale pięknie, bez tłumów i wietrznie. Wijący się aż po horyzont jak smukły wąż mur jest największą pod względem objętości i masy budowlą na świecie. Wbrew nazwie mur nie jest na całej swojej długości ciągłym obiektem, ale systemem obronnym składającym się z zapór naturalnych, sieci fortów, wież obserwacyjnych i właśnie murów obronnych, który to system miał osłaniać Chiny przed najazdami ludów z Wielkiego Stepu czyli z Północy.
W 2008 roku chiński urząd pomiarowy podał oficjalnie, że długość Wielkiego Muru wynosi 8 851,8 km, w 2012 skorygował własne dane i obwieścił, że długość wynosi 21 196,18 km. Badania z 2008 roku miały zawierać tylko dane z części wybudowanej za czasów dynastii Ming (1368-1644). Z części tej jedynie 8,2% budowli jest w dobrym stanie. W 1987 wpisano ten fenomen na listę UNESCO, a odcinek pomiędzy Shanhaiguan, Yumenguan i Yangguan o długości 3 450 km wpisano na listę światowych rekordów Guinnessa jako najdłuższy mur na świecie.
Z ciężkim sercem musieliśmy zawrócić i udać się na stację kolejową. Co tu dużo mówić, pobyt na Wielkim Murze Chińskim skończył się płaczem. Nasz pięciolatek chciał iść dalej, coraz dalej i nie zgadzał się na powrót do Pekinu. Musieliśmy obiecać mu, co zrobiliśmy z przyjemnością, że na mur wrócimy, że tym razem wybierzemy części nie turystyczne i że spędzimy na nim nie jeden, ale parę dni. Z ogromnym westchnieniem żalu i rzewnymi spojrzeniami w dal poszliśmy na dworzec. Tutaj powtórzył się poranny proceder. Kolejka, już nie tak długa jak w Pekinie, ale stać trzeba było najpierw do barierek wpuszczających na perony, a później na samym peronie przy barierkach prowadzących do drzwi wagonów. Pociąg był pełny pasażerów, musieliśmy stać całą drogę. Mieliśmy akurat miejsca przy kraniku z gorącą wodą i mogliśmy obserwować jak Chińczycy zapełniają nią okrągłe i ogromne kartony z chińskimi zupkami. I poznaliśmy młodego chłopaka, który już po paru godzinach odnalazł nas i na Facebooku i na Instagramie. Czyli i oni pomimo blokad i nielegalności też mogą.