Prywatnie, delikatnie, z przekąsem. Afrykańskie muzeum w Tervuren jest największym tego rodzaju na świecie. Pielęgnuje pamięć o Kongo, niegdyś skolonializowanym przez Belgijczyków dla materialnych i gospodarczych korzyści. Grabiono to państwo przykładnie, wysyłając do tego celu ludzi bezwzględnych, często z przestępczą przeszłością. Odizolowano od świata, broniono za wszelką cenę i wychwalano na belgijskiej ziemi. Ginęli tam ludzie - Belgijczycy, których nazwiska widnieją na marmurowej tablicy muzealnej, ale i Kongijczycy, których nazwisk nigdzie nie znajdziemy, za to wyświetlone symbolicznie białe krzyżyki. Ilu ich było i kim byli - to zaginęło w czeluściach historii i czasu.
Prywatna wizyta ma tę ważną zaletę, że jest się po muzeum prywatnie oprowadzanym. Czasem słyszy się to czy tamto, co nie jest oczywistą i ładną informacją. Zaglądamy w miejsca, do których oficjalni zwiedzający nie mają dostępu, bawimy rekwizytami schowanymi w przepastnych czeluściach magazynów, oburzamy na Leopoda II za pomysły i ironię, interesujemy ambitnymi planami rychłej przebudowy muzeum. A afrykańskie maski, które były inspiracją dla Picassa, inspirują i nas! Wszystko ma swoje źródło, każdy artysta ma podstawy, których często jest nieświadomy, ale i których często usilnie szuka. Afrykańska twarz choroby przyniosła Pablowi sławę i bogactwo i niemalże zniknęła w cieniu mijającego czasu.