W bali (a nie na Bali!) choć początki tej przygody nic na taki obrót spraw nie wskazywały.
Najpierw obrażony, pomimo docierających promieni słonecznych, a poźniej łaskawie korzystający z wystawionych rekwizytów.
Jedno zdjęcie zrobiono o poranku, drugie wieczorem i kolejność zdarzeń została przez Jego Wysokość dochowana. Chapeau bas!