Takich miejsc jest na tym świecie wiele – miejsc, które dla jednych są święte, a drudzy unikają ich jak ognia.
Białe krzyże grunwaldzkie, przestrzeń kwadratu, matka z dzieckiem na rękach, kołyszące się z wiatrem drzewa, cisza śmierci i pokora grobu.
Ci, którzy tutaj spoczywają, trafili w swoim krótkim życiu na czas wojny i potrzeby walki za ojczyznę. Gdyby urodzili się w innym momencie dziejów być może nawet nie poznaliby dogłębnie sensu tego słowa – ojczyzna. Brzmi dumnie i wzniośle, z patosem, w tamtych czasach słowo skropione krwią i wymuszoną odwagą walki.
Oni forsowali Odrę i walczyli o Berlin w czasie II wojny światowej – żołnierze 1. Armii Wojska Polskiego. 1987 nie przeżyło i tutaj znalazło swój wieczny odpoczynek, 1661 znanych jest z nazwiska. 326 imion i nazwisk, życiorysów, bliskich, matek i ojców, nikt już nigdy nie pozna. Przepadli w nawale historii tracąc nie tylko ciało i twarz, ale i tożsamość.
Pomnik matki z dzieckiem zaskakuje w takim miejscu szczególnie. Kontrast życiowej posługi – dawanie życia w miejscu, które tego właśnie człowieka pozbawia. Jednak wymowa tych dwóch postaci ma być inna – dziecię symbolizuje powrót ziem nadodrzańskich do Polski.
Jest tutaj taki spokój, który ogarnia, gdy tylko przekroczy się cmentarną bramę, że chciałoby się zostać i utkwić w zadumie na wiele długich, ale jednak bolesnych chwil. Od grobu do grobu próbować wyobrazić sobie nie tylko grozę tamtych czasów i chwili ich żołnierskiego umierania, ale i momenty życia, które miały dla nich wyjątkowe znaczenie, narodziny, kolejne urodziny, święta, pierwsze uczucia i oczekiwanie na szczęście od losu. Ilu to szczęście znalazło? Ilu umierało z uczuciem, że warto było żyć?
I ta myśl drąży się w mózgu niecierpliwie i natrętnie: czy jesteśmy wdzięczni za prosty fakt, że żyjemy w czasach, w których nie trzeba umierać masowo w wieku dwudziestukilku lat, bo ktoś gdzieś zdecydował, że wojna, że nadszedł czas umierania? Czy zdajemy sobie z tego na co dzień sprawę, że to wcale nie jest takie oczywiste, że „jedynymi” naszymi problemami to troska o wykształcenie, pracę, o pełną lodówkę, o urlop?
ONI szepczą – „nie przejmuj się, gdybyśmy byli na waszym miejscu, też nie myślelibyśmy o innych umieraniu, też tkwilibyśmy przy problemach, które w obliczu wojny są banalne”.
Taka loteria.
Taki łut naszego szczęścia.
Na tu i teraz.
Na dziś.