Wydawałoby się, że pompejska kamienna ława zatopiona wśród zieleni i zalana słońcem byłaby najlepszym i adekwatnym miejscem dla ogrodnika w niedzielny poranek. Ogrodnik i owszem, ławę z podziwem i pożądaniem zauważył, jednak jakiś ponadczasowy pośpiech nie pozwolił mu się na niej odpowiednio skupić. Nie zważając na różnice w wyglądzie, sposobie mówienia, czy zachowania, machnął ręką na znak, że jeśli spacer po parku to tylko z nim i za nim. Opatrzony w wiklinowy kosz, który okazał się być nie tylko wiktem, ale i kulturalną skarbnicą sztuki i literatury na najlepszym poziomie, z kijem w dłoni i przykrótkimi portkami na szelkach, ze sfatygowanym słomkowym kapeluszem ruszył energicznie przed siebie twierdząc, że pan Goethe i owszem gościnny, ale obijania się nie lubi. Spotkało się to z ogólnym zrozumieniem – Goethe stworzył park niemalże własnoręcznie w stylu sentymentalno-angielsko-krajobrazowym, zamieszkując go osobiście w domku nad rzeką Ilm. Ma więc oko na wszystko: i na ogrodnika, i na rozwój po części ujarzmionej przyrody.
Ogrodnik nie próżnuje, a to opowiada z rozrzewnieniem o starych drzewach typu miłorząb, które stoją tutaj od 1825 roku i są tematem lirycznych peanów, jak i o jedynym pomniku Szekspira poza Anglią, na którym przedstawiona jest cała postać tego wielkiego i wyjątkowego poety, tajemniczego pisarza. Niedaleko za pomnikiem ruiny byłego Salonu w Parku, który był miejscem spotkań i kulturalnych wydarzeń dla śmietanki towarzyskiej XVIII-wiecznego Weimaru, gdzie grywali swoje koncerty i Ferruccio Busoni, i Franz Liszt. Ten ostatni spędzał w mieście często i ochoczo parę miesięcy w roku marząc o stworzeniu tutaj prawdziwej muzycznej enklawy, choć może bardziej o zamężnej księżnej von Wittgenstein, z którą spędził 13 lat tzw. „dzikiego małżeństwa”. I choć obydwoje o ślubie marzyli, księżnej nie udało się anulować swojego małżeństwa. Rozstali się w wyniku zwykłego poluzowania stosunków.
Wracając jednak do parku i rozbieganego ogrodnika, który ze zdziwieniem, ale i dumą omiata wzrokiem były Salon, być może nie do końca rozpoznając tak zmieniony przez bombardowania wojenne obiekt. Mrucząc coś o „ku pamięci i przestrodze”, oburza się głośno na brak poszanowania dla pokoju i żądzę wojny, która ludzkości towarzyszyła i towarzyszyć będzie. Mech zarośnie rozjątrzone rany, przyroda odrodzi się na nowo, a człowiek będzie niszczyć w orgii władzy pożądania. Jakby na potwierdzenie, przykładając palec do ust charakterystycznym gestem zamilknięcia i zachowania szczególnej ostrożności, zamaszystymi krokami stąpając po miękkiej i soczystej trawie, prowadzi parkowych spacerowiczów na tyły...drzewa. Szczodrym ruchem scyzoryka ktoś ponad pół wieku temu wyrył tutaj po rosyjsku – chwała Stalinowi. Oburzenie na twarzy ogrodnika prowadzi do zawstydzenia.
Ulgę przynosi refugium wybudowane znów pod okiem Goethego dla księcia Karla Augusta von Sachsen-Weimer-Eisenach, zwane Rzymskim Domem. Inspirowany swoimi włoskimi podróżami Goethe zaprojektował i zlecił prawdziwą ostoję, której i wdzięczny kształt, i fantazyjne wykonanie zachwyca do dziś, nawet ogrodnika. Jakby zapomniał o grozie przyszłości, jakby odkrył na nowo swoj XVIII-wieczny świat pełen szyku i elegancji, miłostek, romansów, uwielbienia dla muzyki i sztuki, a przede wszystkim literatury. Jakby natchnął go duch, choć nie zaklęty w jednak nie orginalnych murach rzymskiej budowli, ale niejako przyciągnięty tutaj dobrymi, rasowymi fluidami. Wyraźnie odprężony, ale i bardzo zaangażowany rozstawił teatrzyk i rozpalił ogień talentu. Rozmarzył spacerowiczów i uskrzydlił ich dusze, pozwolił odkryć na nowo, że życie to nie tylko walka o przetrwanie. Rozpieścił i oddalił się do swoich ogrodowo-roślinnych spraw.
Park an der Ilm
część światowego dziedzictwa UNESCO "Klasyczny Weimar"
99423 Weimar
wstęp bezpłatny