Złociste piwo, spienione, świeżo uwarzone, dobre jedzenie, varieté, wanny kąpielowe, wellness, źródlana, zdrowa woda i spragnione wypoczynku towarzystwo – a dziś mało co przypomina o rekreacyjnej przeszłości Gesundbrunnen. Pewnie niewielu pasażerów korzystających z dworca kolejowego o tej nazwie wie o źródle jego pochodzenia, źródle w przenośnym, ale i dosłownym tego słowa znaczeniu.
Około 1700 roku przygalopował w te strony sam król Fryderyk I, który wracając z polowania poczuł pragnienie. Zatrzymał się przy małym młynie nad Panką, a gościnny młynarz posłał żonę po wodę. Młynarzowa udała się na drugi brzeg rzeczki i zaczerpnęła tejże z łąki. Zaskoczony król zamruczał z zachwytu nad orzeźwiającym smakiem i … odjechał. 50 lat później nadworny aptekarz Behm pokusił się o badania chemicznego składu źródlanej wody i … zainwestował 22 000 tysiące talarów – w termy z przybudówkami wokół czego zasadził tysiąc drzew. Cały kuracyjno-rozrywkowy kompleks otwarto około roku 1760-tego pod nazwą „Friedrichs Gesundbrunnen”, z czego tylko drugi człon istnieje do dziś. Inwestycja nie przyniosła oczekiwanych zysków i szybko przestała działać, około 1809 roku spróbowano jeszcze raz, pod nazwą „Luisenbad” (na cześć ukochanej królowej Luisy), a całość funkcjonowała tak, jak opisałam na początku. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie rozrost Berlina, granice którego zaczęły się niebezpiecznie poszerzać, co niosło za sobą nowe zakłady pracy. Lokujące się nad Panką jako garbarnie czy farbiarnie zanieczyszczały rzeczkę bezlitośnie smrodząc gościom używającym źródlanych i piwnych kąpieli. Około roku 1860 źródło wyschło pod wpływem osaczającego Pankę budownictwa. Luisenbad zamieniło się w Marienbad z salą balową i kinem, jak i odlewnią wody mineralnej, a historię jego właściciela poznaliśmy na zakończenie
pierwszej wędrówki wzdłuż Panke. Dziś nie tylko podziwiamy kamienicę Galuschki od zewnątrz, ale i wchodzimy na podwórze, by odkryć ślady starych dobrych czasów. W „KafeKüche” rodziny mogły przygotować sobie kawę, a w byłych łaźniach funkcjonuje nowoczesna biblioteka. Podobno źródło jednak wciąż istnieje w piwnicach budynku, od czasu do czasu jest udostępnione do zwiedzania.
Po drugiej stronie Panki stoi ów młyn, przy którym miał poprosić o wodę pierwszy król pruski, oczywiście
budynek nie pochodzi z tamtej epoki. Nad nim góruje czerwona kamienica, służąca jako budynek mieszkalny robotnikom znajdującej się trochę dalej pierwszej niemieckiej fabryki sejfów Arnheim (Tresorfabrik Arnheim, założona w 1833 roku), której przeszklone hale wykorzystywane są dziś przez artystów. Fabryka była własnością Żyda Simona Joela Arnheima, zatrudniała 120 pracowników i wytwarzała 300 sejfów rocznie. W kamienicy mieszkał też znany niemiecki pediatra Georg Benjamin, który całe życie nagłaśniał złe warunki żywota robotników i ich dzieci, a jako komunista spędził 6 lat w więzieniu, by zginąć w obozie koncentracyjnym Mathausen.
Panke pokornieje po sanatoryjno-robotniczych trudach ludzkiego życia. Kacze pary sennie obsiadują jej brzegi, bezdomna kobieta zaczytana zapomniała o bożym świecie, a cicha woda brzegi spadziste rwie, by natknąć się na ruchliwą Osloer Straße, przy której jakieś straszne żelastwo świadczy o erupcji artysty kreatywności. Uciekamy do szemrania rzeczki, podziwiamy zapadnięte w nieckę ogródki działkowe i ocieramy się o osiedle Brunnenhof, gdzie dorastał Harald Juhnke, niemiecki aktor, dubingowiec, piosenkarz i alkoholik z syndromem Korsakowa. Przez długie lata bawił niemiecką publiczność swoimi umiejętnościami, a prywatnym życiem ubarwiał brukową prasę. Skazany na parę miesięcy więzienia za jazdę po pijanemu odsiedział niepełny wyrok i już do końca życia borykał się z powtarzającymi wystąpieniami pod wpływem alkoholu typu – obraza na tle rasistowskim, bicie w twarz czy niedokańczanie zawodowych zobowiązań.Gdy umarł w 2005 roku w pogrzebie w Berlinie uczestniczyło 800 osób, a około 1000 zgromadzonych przed Kościołem Pamięci (Gedächniskirche) wyklaskało mu ostatni aplauz.
Nad basenem powodziowym zwanym dźwięcznie francuską niecką (Franzosenbecken - od znajdującego się w pobliżu cmentarza francuskiego) maszerujemy do dworca kolejowego Wollankstraße, który to w czasach berlińskiego podziału był swoistym ewenementem – należał do zachodniej części kolejki naziemnej S-Bahn, znajdował się jednak w części wschodniej (dzielnica Pankow). Użytkowany z jednym otwartym wyjściem na granicy, którym przechodziło się na stronę zachodnią bez kontroli. Dojście do Berlina Wschodniego było zablokowane.
A koryto Panke ciągnie się dalej opuszczając zurbanizowane miasto. Za chwilę zrobi się trochę dziko i wiejsko, a potem arystokratycznie. Nad jej brzegiem rozbudowało się gospodarstwo rolnicze z zagrodami dla dzieci - „Pinke Panke”. Raj dla maluchów, które bez zbędnych ograniczeń mogą tarzać się w błocie, karmić świniaki i piec pianki nad ogniskiem. Przyglądając się niektórym rodzinom trudno uwierzyć, że to Berlin – swoboda obyczajów, strojów i nieokiełznana radość życia połączona z wielkomiejską odwagą. Projekt udany i wspomagany dobrowolnymi opłatami.
Ponad nami przelatują w miarowym tempie samoloty. Po drugiej stronie ulicy rozpościera się urokliwy park miejski Pankow. 12-hektarowy teren wzdłuż naszej rzeczki zakupiony w 1856 roku przez Hermanna Killischa-Horna z papiernią zamienioną na rodzinną rezydencję. Tam, gdzie pracowało kiedyś nawet 60 robotników powstał piękny dom otoczony palmiarnią, indyjską świątynią i mosteczkami. Na teren posiadłości wchodziło się przez istniejącą do dziś bramę w formie łuku triumfalnego, za którą istnieje jeszcze mauzoleum Hermanna na malutkim, klimatycznym cmentarzu. W roku 1907 posiadłość została kupiona przez gminę Pankow za 1,45 milionów marek i tym samym uratowana przed pazerną zabudową rozrastającej się stolicy. Teren udostępniono szerokiej publiczności, która korzysta z niego do dziś. Zadomowiło się tutaj parę pomników, Niemiecki poeta, krytyk i redaktor Johannes Becher patrzy surowo w siną dal, a Julius Fučík wyznaje nieustannie „Ludzie, kochałem was. Bądźcie czujni”.
Panke wpływa do parku Pankow po wizycie w parku pałacowym Schönhausen, ale najpierw cicho szemrze za dużą kamienicą (Parkstraße 5), w której prawie 30 lat swego życia spędził urodzony w Lęborku Paul Nipkow, człowiek, któremu świat zawdzięcza telewizję. Wynalazł tarczę analizującą mechanicznie i syntetycznie obraz, która była podstawowym elementem pierwszych telewizorów i kamer, zwaną jego nazwiskiem – tarczą Nipkowa. Pomysł przyszedł mu podobno w Wigilię 1883 roku, którą spędzał sam w umeblowanym pokoju przy Phillipstraße 13a w Berlinie-Mitte, siedząc przy lampie naftowej – cicha noc, błogosławiona noc. Panke nie szemrze z zachwytu, chociaż wynalazek człowieka godny i wielki to odebrał niejednemu bezcenny czas.
Dalej jest już tylko spokojnie i dostojnie po historycznych przemianach i oficjalnych zakazach. Panke przepływa przez piękny park pałacowy Schönhausen, kiedyś podzielony i miłością, i polityką. Barokowy pałac został podarowany przez Fryderyka II Wielkiego pięknej, ale nielubianej żonie Elżbiecie Krystynie von Braunschweig-Wolfenbüttel-Bevern, której też nigdy w tej rezydencji nie odwiedził. Wiele lat później pałac stał się siedzibą pierwszego i jedynego prezydenta DDR Wilhelma Piecka, a otaczający go park podzielony i odcięty od świata zewnętrznego. Rządząca partia uczyniła z niego siedzibę rozrywki i pokazowej gościnności, w kasynie zabawiała, a w pałacu nocowała takich gości jak Chruszczowa, Castro, Indirę Ghandi czy Gorbaczowa z żoną. Gdy nadszedł czas przemian 1989/90 roku obradował tutaj okrągły stół i konferencja dwa plus cztery, zwieńczona „Traktatem dwa plus cztery” otwierającym drogę do zjednoczenia Niemiec. Panke przyglądała się więc na przestrzeni wieków i królewskim, i politycznym twarzom, by w końcu dostrzec te zwyczajnych ludzi, którzy po otwarciu nie tylko niemieckich, ale i tych parkowych granic z ogromnym zainteresowaniem zaglądali na jej ciekawie zagospodarowane brzegi. I tutaj z kaczuchami i imponującym drzewostanem kończymy drugi etap wędrówki wzdłuż uroczej, niepozornej Panke – od sanatoryjnych piwoszy do arystokratycznie wykorzystanej polityki.