Najpierw bywała tutaj pruska arystokracja, potem śmietanka ze świata polityki i finansów, po niej gościli się artyści, by wpadł w ręce sowieckie i DDR-owskie. Tuż za nimi pojawiły się dzieci – te osierocone i te oddane na wakacje, by w końcu cały pałac zajęła lewicująca młodzież. Dzisiaj echo tej historii zaplątało się w wysokie trawy i gęste krzaki, jak i wybrzmiało na bezkresnej wodnej tafli. Smutek nie tylko budynku, ale przede wszystkim ogrodu dotykającego brzegu jeziora jest przejmujący – działo się długo i obficie, by utknąć w marazmie walki o własność, a potem albo braku pomysłu, albo finansów na remont.
Pałac w Zeesen wybudowany został w 1688 roku na zlecenie Freiherr von Eberhard von Danckelmann, którego wywłaszczył Friedrich I szczodrze obdarowując posiadłością swojego syna Friedricha Wilhelma I w 1697 roku. Z pałacu korzystano okazyjnie, dla zabawy i rozrywki, co miało być jego przeznaczeniem aż do końca II wojny światowej. Królewska rodzina i szlachta, potem współzałożyciel banku drezdeńskiego Eugen Gutmann zapraszał tutaj od 1903 roku znaczące i wpływowe osobistości ze świata gospodarki i polityki, by od 1925 roku prawnik żydowskiego pochodzenia i miłośnik sztuki Ernst Goldschmidt gościł w swojej nowo nabytej posiadłości pisarzy i aktorów. 22 lipca 1926 roku chory na gruźlicę poeta Klabund opisał pałac w swojej „Odzie do Zeesen”, gdzie pomieszkiwał z żoną aktorką Carolą Neher. Gdy Goldschmidt uciekał w 1934 roku przed nazistami pałac został sprzedany przez jego syna Rudolfa, pracującego dla Metro Goldwyn Mayer, słynnemu wówczas reżyserowi i aktorowi Gustawowi Gründgensowi za 58 tysięcy marek. Transakcja miała być niepoważna i za taką uznana przez samego kupującego, w pełni wykorzystująca sytuację polityczną. Do sprzedającego wysłany został doradca prawny SA w Brandenburgii Gert Voß, w dodatku w odpowiednim mundurze, który miał syna prawnika naciskać informacją, że za kupującym stoi sam Göring. Za połowę wartości pałac został sprzedany, a sposób jego nabycia skwitowany pasującym do pozbawionego handlowej smykałki stylu reżysera. Sam Gründgens poglądów nazistowskich podobno nie popierał i skrywał u siebie żydowską żonę jednego kolegi po fachu. A zaoszczędzone pieniądze wydawane były na liczne imprezy aktorskie wydawane w pięknej posiadłości, bywali Werner Krauß, Theo Lingen, Gustav Knuth, a śpiewaczkę Zarah Leander mieszkańcy pamiętają jeszcze z odbywających się w ogrodzie partii tenisa. Być może grywała z samym Gustawem, być może z jego żoną aktorką Marianne Hoppe, obydwoje małżonkowie preferowali biseksualność, co miało pozostać skrzętną tajemnicą.
W 1945 roku pałac w Zeesen zajęli najpierw Rosjanie, a potem przekształcono go w placówkę dla osieroconych dzieci, jak i w miejsce wakacyjnego wypoczynku potomków robotników. Przez jakiś czas Ministerstwo Spaw Zagranicznych DDR korzystało z pomieszczeń, by po zmianie systemu zajęła nielegalnie teren lewicująca młodzież. Przez dziesięć lat udało im się pałac trzymać w swoich rękach, by w końcu jednak zwrócić go pokojowo świeżo mianowanemu właścicielowi – spadkobiercy prawnika Goldschmidta. Przez długie lata od 1991 procesowano się o prawo do spadku – syn adwokata z adoptowanym synem Gründgensa, któremu po wojnie majątek oficjalnie zwrócono. W 1999 roku uznano sprzedaż Gründgensowi za wymuszoną i pałac znalazł nowego-starego właściciela, który go … opuścił, a nawet zapuścił. Pomimo szumnych planów do dziś popada w ruinę, przepięknie położony gubi się w domysłach, gdzie są śmiechy, gdzie zabawa, gdzie dzieci, a być może najbardziej, gdzie kochankowie wszelkiej maści...