Geoblog.pl    mamaMa    Podróże    Jestem w podróży...choćby tylko w głowie 2018    Brandenburskie wolne ptaki
Zwiń mapę
2018
05
maj

Brandenburskie wolne ptaki

 
Niemcy
Niemcy, Gottsdorf
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 5490 km
 
Ona woli przedszkolaków od dzieci szkolnych, a on „ceni” pewnych polityków za „szczerość”.
On jest inżynierem, a całe zawodowe życie parkieciarzem, który błogosławi istnienie drewna.
Ona kocha materiał i nim wyraża swoje emocje, gdy np. na świecie wydarzy się jakaś katastrofa.
On ma łąkę, czyli tzw. nieużytek. I syna.
On wrócił wczoraj z Zielonej Góry, gdzie spędził jeden dzień i jedną noc.

Ile za tymi pięcioma zdaniami kryje się życia – nie wie nikt. Ja tylko się domyślam, na ułamek sekundy mogąc zajrzeć za dość szczelnie zasuniętą zasłonę.

Zeszłoroczny dzień otwartych atelier tak nas zachwycił, że wybieramy się do brandenburskich artystów i dziś. Tym razem na południe od Berlin.

Najpierw do Wilhelmhorst, do Andrei Soiki, która z mężem ma dom z ogrodem pełnym figurek, ceramiki i dzikości. W długiej sukni z werwą opowiada, że jakiś czas temu zarzuciła zajęcia w szkole, gdyż młodzież nie jest zainteresowana, dokucza i w ogóle jakaś trudna atmosfera się zrobiła. Lubi za to przedszkolaki, gdyż te na tych parę chwil lepienia z gliny np. żółwia zamieniają się w słuch, dotyk i wzrok. Nagle pojawia się kobieta z żółtym mikrofonem i pan z dużym aparatem fotograficznym, jakiś wywiad, zdjęcie, uśmiech i obligatoryjne słowa, a my przyglądamy się sowom, twarzom ekspresyjnie zatopionym w wiosennych krzakach soczystej zieleni. Ten pan z aparatem wciska w nasze ręce egzemplarz miejscowej gazety z poleceniem odwiedzin w galerii Detlefa. I mamy się na niego powołać. Zanim opuścimy to radosne miejsce dopada nas mąż i niemalże na sznurku zaciąga do piwnico-garażu służących za atelier. Piec do wypalania i sztalugi, mała galeria i sklepik i ona, kanclerzowa przedstawiona jako niemiecki orzeł, a przy niej zapalona świeczka. Do tego się rusza, kręci głową i rozcapierza charakterystycznie palce. Mówi prawdę. Że przedwyborcze obietnice nie muszą być po wyborach spełniane. Że wszyscy wiedzą czemu to służy.

Żegnają nas okrzyki radości i zaproszenie na jutro, szczególnie, że dokonaliśmy zakupu. Pomarańczowemu dzbankowi nie mogłam się oprzeć...

Do Detlefa rzut beretem. Dziennikarz od razu nas uprzedził, że o ile u poprzedników ogród jest dziki i wolny, o tyle u niego jest...park. Już przy bramie witają gości męskie figurki przytwierdzone do słupa, do murka ze śmietnikami, po prawej na pniu cała orkiestra, a im dalej, tym bardziej pięknie. Pomiędzy drzewami instalacje wspaniałe, kącik z zadumanym panem na ławeczce i stolikiem o blacie ze szkła, a za chwilę, za zakrętem....cudny obraz! Ogród doskonały, a Detlef zadumany. Całe swoje zawodowe życie miał firmę i układał parkiety. Jest inżynierem. Nigdy nie chodził do żadnej szkoły artystycznej, nie ukończył żadnego kursu malowania czy rzeźby, po prostu po pracy potrzebował...remedium. Rzeźbi, maluje, urządza ogród, uprawia bonsai, kolekcjonuje kaktusy, robi zdjęcia, nie wie, co to brak pomysłów. Czego tutaj nie ma! Wachlarz dzieł jest niesamowity, obfitość wyrobów oszałamia, lekkość jego opowieści również. Wszystkojest odą do twórczości, zaglądamy nawet za dom, tam, gdzie ludzie mają składziki, śmieci, on ma … kącik dla ptaków! Na parapecie armia drewnianych figurek, bonsai są cudowne, ach i jeszcze robi drewniane mebelki, ławki, zależnie od tego, jaki kawałek drewna się znajdzie. Jeden basen i oczko wodne z czerwonymi rybkami, wszystko wypieszczone, wydmuchane, uduchowioną ręką dotknięte. Dajemy się namówić na ciasto, słuchamy opowieści żony, który przyznaje, że i dom i ogród zmieniały się przez lata w ramach użytkowania, rozwoju rodziny i własnych potrzeb. Dziś altanka i filiżanka smolistego trunku z dobrą lekturą pod ręką. A on tworzy, obmyśla, dostrzega kształty w załamaniach drzew. Przy wyjściu leżą książki – jego, ze zdjęciami i krótkimi komentarzami do nich. Co za człowiek! Podobno dzieci nie odziedziczyły artystycznej smykałki...

Ona mieszka z mężem w Beelitz w kolejowym domku, w którym mają oboje prawo zostać do końca życia. Bardzo przeżywa światowe wydarzenia i nieszczęścia. Ekologiczne lokalne katastrofy spowodowane masową turystyką, tsunami czy wojnę w Syrii. I ze skrawków materiałów robi na te tematy aplikacje jako obrazy. Na pierwszy rzut oka naiwne malarstwo, na drugi niesamowity zlepek emocji. Jeszcze większy, gdy ona stoi i objaśnia. Takie chwilowe czary-mary. Jeszcze szyje ubrania w stylu średniowieczno-renesansowym, które sama nosi. I ma ogródek pełen ziół. I miłego męża, który zajmuje się kowalstwem. Jest nam tutaj bardzo dobrze...

A za chwilę mkniemy do Gottsdorf. Do kuglarza, którego musimy szukać w szczerym polu i unosić za sobą kurzu pył. Kolorowy, na zielonej trawie i z błękitem nieba w tle opowiada ujmujące historie miłosne, robi sobie żarty ze wszystkiego, stawia na nosie pręt z jajkiem na czubku i śpiewa rzewne pieśni. A w końcu wręcza fleciki z marchewki i cała orkiestra łącznie z psem gra Pana Jana. Dmucha raczej. Flet z marchewki! Pozwala zrobić na miejscu parę najprawdziwszą wiertarką. A wszystko to na łące swojego taty. Wokół młode zboże, na horyzoncie las, a na łące – instalacje i dusza. Nieużytek chciano wykupić, albo chociaż wydzierżawić na...pole golfowe. Sprzeciwił się jednak. To jego łąka i jego królestwo. Ten syn spędził tutaj niejedną noc, których płodem są te teatralne historie ujmujące delikatnością za serce. Radość posiadania czegoś, co nie przynosi zysku. Wolnoć Tomku w swoim domku. Zaprasza na koncerty, wystawy, bądź zwyczajne bycie, po niej kroczenie, trawy tulenie.

Gdy zbieramy się do odjazdu dostrzegamy przed samochodem kuglarza mini busik z otwartymi na oścież tylnymi drzwiami, a w środku...fotograficzną wystawę. Jej autor wczoraj wrócił z Zielonej Góry, gdzie z trzema kolegami, członkami czteroosobowej grupy fotograficznej Asa, wybrali się zrealizować projekt pt.: „Jeden dzień i jedna noc”, robiąc przy tym zdjęcia każdy we własnym ujęciu i pomyśle. On portrety. A dzisiaj przyjechał z galerią zdjęć z podróży. Czarno-białe, Chile i Europa. Przez lata był fotografem Drezdeńskiej Filharmonii, fotografował sławy (m.in. Pendereckiego), teraz przyjmuje zlecenia, ale i zleca sobie samemu fotograficzne wyprawy. Za chwilę jedzie z żoną do Rumuni i Bułgarii. Oszołomił, zauroczył, zaklął inspiracji tchnieniem.

Gdy wracaliśmy do domu kupiliśmy rabarbar leżący na stoliku przy drodze. Na kompot.





 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (58)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (8)
DODAJ KOMENTARZ
BPE
BPE - 2018-05-09 18:58
Jak żywo przypomina mi to miejsce Lanckoronę w Małopolsce
 
mamaMa
mamaMa - 2018-05-09 19:04
A ktore dokladnie - mamy tutaj trzy rozne miejscowosci;-)
 
marianka
marianka - 2018-05-10 05:40
Piękne zdjęcie ojca z synem!

A czy dodasz zdjęcie kuszącego pomarańczowego dzbanka (chyba, że je gdzieś przegapiłam)?
 
mamaMa
mamaMa - 2018-05-11 16:47
marianko - to prawda z tym zdjęciem, a raczej z emocjami, które na nim widać!

Dzbanuszek dodany:-)
 
zula
zula - 2018-05-12 09:45
Pasja jak bardzo jest cenna...ile piękna utrwaliłaś !
 
BPE
BPE - 2018-06-04 07:58
tak całościowo :-)
 
danach
danach - 2018-06-19 22:03
Ale cudne miejsca, jak na jeden dzień można dostać zawrotu głowy, dzbanek uroczy a mnie się jeszcze podobała misa z domkami dookoła, super
 
mamaMa
mamaMa - 2018-06-19 22:12
danach, masz rację, można dostać od oglądania, na przestrzeni całego dnia było jednak...znośnie;-)
 
 
mamaMa
Anna M
zwiedziła 18.5% świata (37 państw)
Zasoby: 1439 wpisów1439 5599 komentarzy5599 22832 zdjęcia22832 1 plik multimedialny1