A w Hanau słońce jak na zamówienie. Ciepło i jesiennie z pałacem na tle błękitnego nieba. Jaki olbrzymi pogodowy przeskok z belgijskich deszczów.
Filipowi Reinhardowi trafiło się jak każdemu rozmarzonemu o bogactwie nastolatkowi. 16 lat i rozrzutny wujek graf Friedrich Casimir, którego finansowe eskapady przyprawiały rodzinę o ból głowy, a zarządzane ziemie Hanau-Münzenberg niemal o bankructwo. Na przełomie maja i czerwca 1680 roku postanowiono zakończyć nieszczęśliwe rządy i odsunięto wuja od władzy. W związku z tym, że Filip był jeszcze niepełnoletni urzędowali za niego kuratorzy, po czym on sam w dniu 18 urodzin przejął nadaną mu władzę. 20 lat później zdolny finansowo zlecił wybudowanie w niedalekim Kesselstadt (dziś część Hanau) pałacu. Prace trwały 25 lat, obiekt nazywa się do dziś Philippsruhe (czyli niejako pałac filipowego spokoju), a on sam po próbach nieudanej żeniaczki z damą dworu swojej pierwszej zmarłej żony i drugim, bezdzietnym małżeństwie, zmarł jeszcze w czasie prac 4 października 1712 roku na jego pokojach. A barokowy początkowo obiekt, zmieniający z biegiem lat i właścicieli i styl na klasycystyczny przetrwał pięknie do dziś. Jego inwentarz niestety już nie, nieszczęśliwie wywieziony w 1943 roku do Fuldy uległ dość sporemu zniszczeniu w czasie nalotów bombowych, które ominęły sam pałac, podczas gdy pobliskie Hanau zostało prawie doszczętnie zniszczone. Służył dlatego po wojnie za ratusz, a na przykład taka oranżeria aż do 2002 roku wykorzystywana była przez zakład blacharski, którego właściciele i pracownicy na zabytkach się nie znali i odpowiednio traktowali.
Dzisiaj tonie w promieniach popołudniowego słońca i można w nim zobaczyć wystawę o historii miasta Hanau oraz jego sztuce, o papierowych teatrzykach, ale przede wszystkim znajduje się w nim od kwietnia tego roku Bajkowe Królestwo braci Grimm (GrimmsMärchenReich). O tym jednak opowiem już, bądź dopiero, jutro.