Po
wizycie u lekarza próbujemy pogodzić się z diagnozą (na szczęście nie dotyczącą nas) i zachłannie patrzymy na przepiękny budynek byłego hotelu „Książęcy dwór” (czyli Fürstenhof). Sycimy się idealnym kształtem i wybuchem przepychu architektury i wyruszamy w stronę parku, zaliczanego do największych tego (czyli sanatoryjnego) typu w Europie. 50 hektarów zielonej przestrzeni, po której krążą pacjenci okolicznych klinik. Gdyż Bad Wildungen jest sanatorium. Każe niemieckie miasteczko mające przed sobą człon Bad dorobiło się go na skutek posiadania czegoś niezwykłego, co dobrze wpływa na ludzkie zdrowie. Najczęściej są to źródła mineralne, jak w przypadku Wildungen. Źródła są dostępne w owym ogromnym parku, stara pijalnia oferuje kuracyjne kubki do jej wypicia i informacje o zdrowotnych właściwościach żelaza, magnezu czy kwasu węglowego zawartych w źródłach Heleny, Georga-Viktora, Reinharda czy Leśnego. Z Książęcego Dworu wychodzą tutaj na popołudniowe spacerki kuracjusze, gdyż ze starego hotelu powstała klinika. Przed I wojną światową do potocznie światowym basenem nazywanej noclegowni zjeżdżali ludzie z całego świata, a już z upodobaniem bogaci Rosjanie, ale po jej wybuchu zabrakło gości i hotel zakończył jako taki działalność.
W oddali na wzgórzu zamkowym majaczy pałac, do którego postanawiamy się udać. Długa droga wyprowadza nas na mały wilduński rynek, gdzie spożywamy posiłek w przemiłej włoskiej restauracji nie oferującej pizzy. Jako że najsłynniejsza włoska potrawa sprzedawana jest przez wiele małych lokali w okolicy, właściciele postanowili postawić na ręcznie robiony makaron. Są wdzięczni za odwiedziny, gdyż prowadzą lokal od niedawna. Na drodze do szczęścia stanął światowy wirus, z powodu którego nie otrzymali żadnego odszkodowania, gdyż restauracja miała być otwarta 1 kwietnia.
Stamtąd do pałacu jest już tylko stromo, za to na górze widoki są i wyjątkowe i błogie. Wprawdzie w otwartym muzeum można przyjrzeć się myśliwskim trofeom hesyjsko-kaselskiego landgrafa Karla z czego rezygnujemy, za to widok z pałacowego tarasu na miasteczko zachwyca. I to by było na tyle, przy czym powstaje naturalne pytanie – a co z braćmi Grimm? O tym dowiemy się za chwilę...