Młodzi towarzysze, do boju! Czeka czeka na Was, więc oddajcie się tej idei, czasowi tutaj, którego motto „żyć jak Dzierżyński“ przyświeca Wam już w rodzinnym domu! Niechaj ta jedyna ideologia, która zaprowadzi nas do zwycięstwa socjalizmu, nie opuszcza was nawet w czasie beztroskich dni kanikuł!
Od 1976 do 1990 roku każdego lata około 1500 dzieci (na raz mogło przebywać 500 ) pracowników Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwowego NRD potocznie zwanego Stasi zbierało się przy jego centrali na Normannenstrasse w Berlinie i autobusem przewożone było do Klausheide. Miejsca, o którym słyszało wielu, ale niewielu je widziało. „Zdrowy rozsądek, gorące serce i czyste ręce” - takie motto tajnych służb przyświecało wakacjom. Dzieci w wieku od sześciu do czternastu lat spędzały tutaj pełne wrażeń dni uprawiając sport, biorąc udział w nocnych wędrówkach, bądź święcie Neptuna, ale i przeżywając pierwsze przygody z bronią na zajęciach militarnych, np. w czasie wspomnianego już dnia Czeki. Ten wyjątkowy dzień, kiedy dzieci mogły bawić się w wojnę. Odcięte od świata, w środku lasu, z dostępem do jeziora, pod ochroną pilnie strzeżonej tajemnicy. Ich pokrzyki i śmiech jeszcze słychać na placu apelowym.
Przed ośrodkiem stoją trzy domu, z których jeden jest niezamieszkały. To wszystko. Wokół połacie lasu, a przed nami otwarta brama i kompleks socjalistycznego budownictwa, o którym do dziś mało wiadomo. W 2015 roku urządzono w pobliskim Neuruppin wystawę na temat byłego ośrodka wypoczynkowego podkreślając, że prezentowane zdjęcia nie są wiarygodne. Pochodziły z archiwum tajnych służby i nie wiadomo, czy zostały odpowiednio spreparowane, żeby przedstawić idyllę i służyć do celów propagandowych.
Dziś po propagandzie zostało parę miejsc, w których wtedy wisiały dodające hartu ducha hasła. Idziemy najpierw do najdłuższego budynku, który musiał służyć za kuchnię, jadalnie i świetlicę. Okazuje się, że budynki są dwa, a pomiędzy nimi znajduje się surowy socjalistyczny pomnik. Odnajdujemy tutaj wszystko, co potrzebne było do funkcjonowania małego miasteczka: nie tylko kuchnię i stołówki, ale elektrownię, wodociągi, kotłownię, magazyny, garaże, domy, w których spała młodzież i domki letniskowe, w których zakwaterowani byli pracownicy. Do rozrywki służyła sala bilardowa i sauna położona trochę na uboczu. I jezioro, które dziś jest grudniowo zatopione w zimowej ciszy.
Łatwo wyobrazić sobie, co się wtedy tutaj działo. Dzieci, które czuły się jak ryby w wodzie i te, które odliczały dni powrotu. Gwar i zgiełk, zabawy, ale i dokuczanie tym, którzy sprawiali wrażenie słabszych. Nieoczekiwanie w jednym z domów spotykamy na schodach motyla. Miarowo rozpościera skrzydła, żyje wbrew porze roku i temperaturom na zewnątrz i wewnątrz budynków. Jakby był w porcie i szykował się do podróży w lepszy, cieplejszy świat. Nasza bezsilność przypomina ludzki los. Gdzie się urodzisz, stamtąd przyjdzie rozpościerać ci skrzydła, by szukać prawdy. Na obciążenia z tego miejsca wynikające nie masz wpływu.
Gdy jutrzenka socjalizmu zgasła ośrodek zamieniono w hotel. Później wprowadzili się starsi ludzie wymagający opieki, ale już od połowy lat 90-tych minionego wieku kompleks stoi pusty.
Jest jeszcze jedna rzecz, o której dowiedzieliśmy się niecały miesiąc później.
Perfidna...