Prowadzące do góry schody wydają metaliczny dźwięk przy każdym stawianym na nich kroku. Przytwierdzone do średniowiecznych murów szerokiego budynku będącego jednym z dwóch części mieszkaniowych wiją się zygzakiem prowadząc na sam jego szczyt. Idący ma pod sobą podziurkowane stopnie i widzi oddalającą się od niego ziemię. Nic dla ludzi o słabych nerwach czy lęku wysokości.
Największa ruina zamkowa północnej Hesji stoi 492 m n.p.m. na wzgórzu Weidelsberg i jest imponująca. Szare, grube mury, labirynt dróg, zakamarków i te efektowne schody. Zamek składa się z dwóch części mieszkalnych, międzymurza i muru obronnego z ośmioma wieżami. Służył do obrony trasy handlowej Ludowingów i tylko w takim celu został wybudowany. Po raz pierwszy wzmiankowano o nim w latach 1111 i 1121 (Burg castrum alstat). Pierwsza budowla powstała w latach 1167-1170 i choć jej budowniczy nie jest znany z imienia, na pewno należała do jakiegoś okolicznego księcia. Niestety w XIII wieku sprzedano połowę zamku arcybiskupowi Wernerowi von Mainz, czym rozpoczęto trwającą przez parę stuleci kłótnię o prawa własności między kościołem a arystokracją. Weidelsburg rozdzierane było nieustannymi napaściami, oblężeniami i rabunkami. W 1448 roku wygrał w końcu kościół. Książęca rodzina opuściła zamek, który od XVI wieku zaczął popadać w ruinę. Z wypędzeniem wiąże się legenda o lojalnej heskiej damie. Żona właściciela zamku wyniosła swojego męża na własnym grzbiecie po tym, jak jej obiecano, że może opuścić swój dom wraz z dobytkiem: „tyle, ile była w stanie unieść”. Musiała męża bardzo kochać;) A prawdopodobnie uratowała go w ten sposób przed mściwymi książętami kościoła.
Na szczycie spotykamy rycerza. Trzyma w rękach metalową rurę i patrzy w siną dal. Damy nie upamiętniono. Może kiedyś doczeka się swojego pomnika.