Brama światów. Symboliczne przejście z jednej nicości w drugą. Ze skończoności w nieskończoność. Z niepewności w nieustanny ruch fal. Bezkres egzystencji. Cienki brzeg światów.
Brama z murem są pozostałościami Calhau, portowej osady, założonej już na początku osadnictwa wyspy w XV wieku. Wybudowano tu młyny służące do produkcji cukru trzcinowego, w który z tej wyspy zaopatrywano całą Europę. Malownicze ruiny objęte są ochroną jako zabytek i trwają tak wpatrzone w ocean bez kieratu pracy i produkcji. Wyjątkowe miejsce pogrążone w ciszy przemijania. Paradoksalnie, gdyż nieustanny szum oceanu, dźwięk rozbijających się o kamienny brzeg fal jest donośny. Jednak cisza przeszłości wybrzmiewa, dominuje nawet, wysuwa się na pierwszy plan. Jak w rozkroku, gdy jedną nogą jesteś w tu i teraz, a druga zatapia się w minionym. Miliardy kropel połączone w ogrom oceanu, przypływają, odpływają, przemijają. Miliardy ludzkich istnień, które przychodzą i odchodzą.
Przy ujściu rzeki Ribeira de Sao Jorge znajduje się mały kompleks kąpielowy, z basenem i kawałkiem betonowej „plaży”. Poza sezonem nikogo tutaj nie ma.
Tak samo jak w opuszczonym i zrujnowanym hotelu Reid's na wzgórzu, niedaleko drogi prowadzącej do Santany. Kikuty ścian i okna z widokiem na Atlantyk. Kwiaty pnące się po betonie, kwiaty wokół i trochę biało-niebieskich kafelków pod kominem. Wokół zamieszkane domy, ogrody, kolorowo, na zboczu dojrzewają marakuje. Przestrzeń, gdzie załamuje się czas.