Pada. W cegielni mokro. Mała ciucha towarowa cieszy się jak na razie największym powodzeniem, bo ma dach. I miejsce, w którym można sobie cegłę zrobić też. Pracowite ręce wykonujące ruchy, dzięki którym powstaje coś na kształt cegły - dziś zabawa, kiedyś mordercza praca każdego dnia, praca, za którą szli, której szukali ceglarze. Ceglarze - wędrowcy - mężczyźni opuszczający swoje domy i rodziny, zabierający ze sobą najlepsze kawałki mięsa na drogę do pracy. Czasem zabierali ze sobą dzieci, które skończyły 14 lat, by mogły rozpocząć pracę w cegielni. Wracali po paru miesiącach, czasem nie wracali. Jak to w życiu bywa. Ich matki wiernie czekały, ich żony czasem tak, czasem nie. Zależy. Jak to w życiu.
Gustav Beermann założył tę cegielnię w 1909 roku. Produkcja wzrastała z roku na rok, czasy industrializacji wymagały ogromnych ilości budulca - cegła, pustak, cegła. Gustav modernizował swoje przedsiębiorstwo, wygładzaczy cegieł i popychaczy taczek zastępował maszynami, konie pojazdami mechanicznymi. Był pracodawcą dla tysięcy ceglarzy-wędrowców, którzy, szczególnie latem, szukali pracy.
Nie trwało to długo, po bezskutecznej walce o utrzymanie przedsiębiorstwa właściciel poddał się, ale...i tu następuje coś, co wzbudziło we mnie zaskoczenie, ale i podziw. Upadającą fabrykę kupił land, a konkretnie Związek Westfalen-Lippe w 1979 pod muzeum! Cały obiekt zaczęto restaurować, starano się jednak utrzymać wszystko w takim stanie, w jakim zostawili je robotnicy. Co oznacza, ze jeszcze dziś narzędzia wiszą tam, gdzie powieszono je w ostatnim dniu pracy!
W 2001 otwarto muzeum oficjalnie i uroczyście i należy ono do 17 innych fabryk (LWL-Indrustriemuseum), dla których nie bylo już żadnego ratunku jako rentownych zakładów pracy, ale był pomysł, żeby te miejsca zachować dla potomności - gdy już nikomu cegły nie będą potrzebne, albo gdy ludzie zapomną jak ręcznie wypala się szkło.