Jak się człowiek uprze i nie zadrze głowy to miasteczko jak miasteczko, szczególnie że niemieckie - śliczne, zadbane, no cacko. Nad rzeką Lenne. Pomimo, że szaro buro, cacko prawie błyszczy i wygląda jak model ze sklepu z miniaturkami. Ludzi brak, domki nierealne. Jednak człowiek nie zawsze musi się upierać. I człowiek jednak lubi trochę w obłokach pobujać. Patrzy w Altenie do góry - a tam zamek na szczycie - jak niesamowicie! Piorunujące wrażenie, zupełnie nierealne, fantastyczne.
Gdzie powstało pierwsze schronisko młodzieżowe?
W Niemczech!
Kto wpadł na taki fantastyczny i jakże praktyczny pomysł?
Niemiec!
Kiedy to było?
100 lat temu!
A gdzie?
W Altenie!
A konkretnie w tym właśnie zamku.
W dwunastym wieku wybudowany, choć dokładnie jak, po co i przez kogo dziś nie wiadomo wcale. No, może wiadomo, ale mgliście. Trzy legendy krążą po okolicy. Wiadomo natomiast na pewno, że zamek bywał: garnizonem, domem biednych (!), sądem kryminalnym (!!), więzieniem (!!! - ale mieli widoki...) i szpitalem. Ciekawa kombinacja i na pewno ślad historii okolic.
Zamek Altena był i jest jednak czymś więcej.
Na tej ogromnej, ale i małej planecie, każdy zostawia swój ślad. Jeden większy, drugi mniejszy. Bardziej czy mniej znaczący. I one, ślady te, mają siłę przyciągania, niepojęte wędrowanie tam, gdzie ktoś kiedyś coś.
I tak jedni po tych śladach wędrują, inni je zostawiają, a jeszcze inni robią jedno i drugie chciwie i zachłannie.
Wędrowanie...
Niemiec Richard Schirmann był nauczycielem. Pracował w Gelsenkirchen i użalał się nad losem swoich uczniów, którzy spędzali początki życia w ciasnych i ciemnych robotniczych mieszkaniach. Użalał się czynnie - wyciągał ich na świeże powietrze. Młodzież była zachwycona, ale szkolna inspekcja już nie, zarzucano mu zaniedbywanie lekcji na rzecz jakiś niedorzecznych łazęg i za karę przeniesiono do Alteny. Panu Schirmannowi nie potrzeba było niczego lepszego - teren górzysty, dopiero miał pole do popisu. Zapisał się do Związku Górskiego Południowej Westfalii i się zaczęło. Już nie wypady, ale...kilkudniowe rajdy! W czasie jednego z nich nie dopisała pogoda. Była burza, no ale znając pana Schirmanna wiadomo było, że byle burza, a w niej niby zaprogramowana młodzieżowa nuda, go nie załamią, przeciwnie - z kolejnym błyskiem i grzmotem na pewno spłynie na niego olśnienie.
I spłynęło.
Jak leje to trzeba się schować, a jak się miało do domu wrócić za dwa dni i jest się gdzieś w górach to trzeba przenocować, a żeby przenocować trzeba łóżek i dachu nad głowa - potrzebny więc dom, jeden, drugi, trzeci, to tu to tam i niech to będzie naszym schroniskiem!
Super, dziś wiemy, jak się ta idea rozwinęła i chwała burzy i panu Schirmannowi za to, że byli i tak świetnie ze sobą współpracowali.
A zamek Altena to właśnie ten pierwszy dom. Do dziś można się tam schronić za niewielkie pieniądze.