495,8 m n.p.m. Nie najwyższe, ale za takie powszechnie uważane wzniesienie Weserbergland. Może dlatego na szczycie tabliczka z błędnie podaną wysokością 500 m n.p.m?
Dziś będzie o jedzeniu. A tak, bo jak góra to wałówka, prowiant suchy, mokry też. Pakuje się to do plecaka i cieszy na szczyt i wszystkiego tam spożycie ze smakiem i apetytem wielkim. Wiadomo jak smakuje, gdy człowiek się wysili i spoci.
Jedzenie więc. Jednak nie to w plecaku.
Idąc w góry, szczególnie te niższe, spotyka się po drodze pola, łąki, drzewa, lasy. Podziwia się widoki i zachwyca łonem natury. Niemieckie wioski perfekcyjne, jak zawsze, wokół sielsko-anielsko, świeżo zaorane pola, ziemia lśni żyznością, urodzajem i dobrobytem. Trawa jeszcze się zieleni, drzewa uginają pod obfitością swoich płodów. Droga, czasem asfaltowa, czasem polna, krzywa, z kałużami i łąkowymi kwiatkami. I owocami. Jak okiem sięgnąć wszędzie poniewierają się i walają owoce: jabłka, gruszki, śliwki, orzechy laskowe, a nawet włoskie. Kopane przez mieszkańców, przez dzieci idące do szkoły, rozjeżdżane przez auta, traktory, motory, gnijące, wołające o pomstę do nieba.
Nie wiem dlaczego tak jest. Dziwię się temu od lat i nie mogę spokojnie patrzeć, ja się to wszystko marnuje i niszczy. Zachodzę w głowę, dlaczego na targu wokół stoisk z tymi właśnie owocami kolejki, ludzie unoszą kilogramy szczęśliwie do domu, w portfelu sporo euro mniej, a na drodze, w ogródkach gnije, opada, usycha, marnieje. Dlaczego w kraju, w którym nie rosną banany, ich kilo kosztuje mniej niż kilo jabłek, gruszek, śliwek, których pełno wszędzie, jak okiem sięgnąć. Przeciez to nielogiczne, coś jest nie tak, dlaczego?
W dodatku w sklepach można jabłka i owszem kupić, ale pochodzące z Argentyny, albo Nowej Zelandii. Śliwki z Grecji, gruszki z Paragwaju, truskawki z Maroka, maliny z Izraela. Przecież to wszystko rośnie tutaj! W lesie morze całe jeżyn, malin! Suche już, opadają płaszczem na ściółkę, są pożywieniem dla zwierząt, dlaczego ludzie ich nie chcą?
Kiedyś zbierałam jeżyny nad Wezerą. Podeszła do mnie kobieta, lat ok.70, zadbana, szczęśliwa staruszka, zaciekawiona wyraźnie tym, co robię:
-A co pani tam zbiera?
Pokazałam jej kosz pełen owoców.
- Co to jest?
- Jeżyny - odpowiedziałam.
- I co pani z nimi robi?
- Dżem, sok, nalewkę.
- O Boże, takie pracochłonne, nie lepiej w Aldi kupić?!
W lesie to samo, wyżej już wspomniane zasuszone jeżyny, maliny, gdzieniegdzie jagody, grzyby, czarny bez, głóg i jarzębina. Ze wszystkiego można coś zrobić - na słodko, kwaśno, ostro, alkoholowo. Nie pryskane, naturalne i oszczędzić można, na wycieczkę na przykład do Gwatemali...
Chociaż...wiem, nie wolno, Niemcy są święcie przekonani, że nie wolno! Kiedyś taka kampania w mediach była, że w lesie wścieklizna i można się zarazić zjadając owoce, o które otarł się zakażony lis, że tasiemca można dostać, a i z nieba Bóg wie, co spada. Lepiej kupić w sklepie - bezpieczniej, czyściej, z wiadomego źródła. Wiadomego? A na tych truskawkowych plantacjach nigdy lis z lasu się nie pojawia? Ptak nie przeleci i załatwi akurat nad truskawką swoją potrzebę? Pestycydy załatwią na pewno sprawę, a i owoce śliczne, dorodne, kształtne jak z obrazka, według norm, przepisów, wytycznych. I tak grzeczni Niemcy maszerują do sklepów, na cotygodniowe targi i kupują, kupują, kupują to, co im pod nosem rośnie i po ziemi się wala. Ale czy tylko Niemcy?
Maszerujemy na Köterberg ciesząc się tym całym przyrodniczym urodzajem, uspokojeni, że jakby coś, to z głodu nie zginiemy, przyjemnie zaskoczeni chrupiemy orzechy buczyny, zastanawiając się, kto dziś je jeszcze zna, kto zbiera na długie zimowe wieczory? Pakujemy znalezione jabłka, gruszki, śliwki nie tylko do buzi, ale i do plecaka i zbliżamy się syci i zadowoleni do szczytu tej przyjemnej góry, gdzie masę motorów i ich jeźdźców z całej okolicy, gdzie wieże telegraficzne i telewizyjne, gdzie stary budynek restauracji i maleńkiego hotelu, gdzie wiatr, słońce i widoki przecudne. Można góry Harcu zobaczyć i Solling oczywiście.
Jedna z bajek braci Grimm "Trzy ptaszynki" dzieje się właśnie tutaj.
A zakochany mężczyzna może zaprosić ukochaną na najpiękniejszy zachód słońca w okolicy, przy kubku grzanego wina i ciepłej szarlotce z lodem waniliowym...