Tramwaje tutaj nie jeżdżą parami.
Jeżdżą samotnie przez las, co najwyżej mogą się gdzieś mijać. Mogą, ale nie muszą i nie wiem, czy sie mijają. Obok siebie stoją w tramwajarni i czekają na zielony sygnał otwierającej się wyjazdowej bramy. Opuszczają siebie z ochotą. Szyny i koła sycą się symbiozą z okolicą. Ten wspomniany las, potem domki zaciszne przycupnięte nieznacznie przy Berlinie, cichy cmentarz z przytuloną do nieba czerwoną gwiazdą, a na końcu woda, zapora, zwodzony niemalże most. Po co stać i polegać na najlepszym nawet tramwajowym towarzystwie, jak można na tych szynach świat zwiedzać - od natury do cywilizacji!
Woltersdorf to najmniejsza gmina w Niemczech z własną linią tramwajową! Tradycja pielęgnowana iście po germańsku, przyprawiająca o rumieniec dumy tutejszych mieszkańców.
Uroczo tu, słonecznie, zielono-czerwono, jeśli odwiedzi się sowiecki cmentarz, na którym pochowanych jest paru Polaków. Nad jeziorem Flakensee mała promenada, którą można sobie wędrować przed siebie, z której można skoczyć do wody lub odpłynąć stateczkiem w błękitną dal. Można też dojść do kolejnej gminy, czy dzielnicy stolicy lub przystanku jakiegokolwiek, żeby dojechać dokądkolwiek dusza nam zapragnie. Czyli zgubić się, zatracić tu raczej nie sposób. Miasto dyszy na karku, ale złudzeniu przyjemnie i z rozkoszą ulec można.