Widocznie trzeba pozbierać się w szerokich fałdach miejskiej codzienności. To nie tak, że się nic nie dzieje. Dyscyplina i nadludzkie siły są niezbędne do konstruktywnego dzielenia się życiem.
Berlin pieści obfitością. Nie ma doby bez wrażeń nadzwyczajnych. Jesień pieściła jeszcze piękniej i przekazała tę pieszczotę zimie. Czy ona poda ją dalej?
Zatrzymać w kadrze to pożądany efekt uczuć. Czas na rozsądek, czas na kalkulację. Wyraźne litery i granat atramentu - czas powrotu, choć nigdy odwrót się nie wydarzył.
Gdybym chciała opisać ostatnie miesiące zatonęłabym w sekundach i minutach chwil. Miejsca, drzewa, lot ptaków. Może treść przerosła formę, może podróż w głowie wygrała konkurencję z nieistniejącą banalnością klawiatury. Jestem wciąż w podróży...
I może to dobrze zacząć nowy, topornie dwoma jedynkami wyglądający rok, w Nowej Ameryce. Żałobnik w rozpaczy zdecydował się na przepłynięcie świata wokół, od punktu wyjścia do punktu dojścia, i to chyba nie przypadek, że nagle i ja znalazłam sie w Filadelfii, Arizonie...
Co za nazwy! Co za miejsce na mapie, która jest, miejscowości, które też są, ale nazw już nie ma, poza jedną - Malta.
Żałobniku,odwiedziłeś je wszystkie w swojej podróży? Nie odkryłeś na pewno takiej Ameryki, jak ta tutaj - w rozlewiskach Warty, osuszone już w XVIII wieku bagna na życzenie Fryderyka Wielkiego, by zatrzymać chłopstwo przed ucieczką w iluzję bogactwa, emigracyjnej egzystencji niepewnej.Chciano do Ameryki - nie!, ale możecie się tutaj pysznić jej majętnymi nazwami.Tutaj żyć, dalej w biedzie i walce o przetrwanie, ale już w Maryland, Pensylwanii, Florydzie, a i Sumatra się znalazła i Saratogi.
Dziś nazwy polskie już, dziś ptaków krzyk, tych powracających i odlatujących, dziś zalana droga do Rzeczpospolitej Ptasiej i słońce suszące znów powstałe bagna. Sennie, soczyście, zamaszyście. I miło z mapą w ręku odkrywać nową ziemię i zamierzchłą, fantazyjną przeszłość.