Zaskakuje nas wiosenna aura zimowo zimnych dni. Pąki napuszonych liści czekają tylko na lekki podmuch ciepła, by eksplodować orgią młodej zieloności.
Z zamku Babelsberg Bismarck wymaszerował już jako minister spraw zagranicznych i premier Prus po rozmowie z królem Wilhelmem I 22 września 1862 roku.
Letnia rezydencja jako taka służąca przez 50 lat księciu Wilhelmowi, późniejszemu cesarzowi i jego małżonce Auguście.
Neogotycka budowla sprawia warażenie opustoszałej.
Złowrogiej.
Groźnej.
Ojciec (król Fryderyk Wilhelm III) przyzwolił w końcu 1833 roku jednemu ze swoich synów (księciowi Wilhelmowi) na jej budowę. Jego żona (księżna Augusta) kłóciła się z architektem Schinklem o wszystko - plany, wygląd, rozwiązania, doprowadzając do tego, że ten ze swoim dziełem w ogóle się nie identyfikował i na jego uroczyste otwarcie wysłał swojego ucznia Persiusa, który zresztą po jego śmierci kontynuował te niewdzięczną pracę. Kontynuował, bo zamek przeszedł w ręce młodszego brata Wilhelma, też Wilhelma, następcy tronu, dla którego budynek okazał się za mały i niezbyt reprezentacyjny. Gotowy, przemieniony, poszerzony, dający się światowej śmietance pokazać, został uroczyście po raz drugi otwarty w październiku 1849 roku. Wystarczyło do 1888, kiedy to zmarł Wilhelm I. Po nim rządzący faworyzowali własne pałace i posiadłości. Babelsberg pustoszał i szarzał. Radość socjalizmu mu nie pomogła, dopiero od 1992 roku służy godnie jako muzeum. Dziś jednak nie. Dziś zamknięty na cztery spusty. Podobno trwają prace remontowe.
W otaczającym zamek parku rządzą ostre prawa, podobno skarżą się na to mieszkańcy. Że niedostępny do swobodnego korzystania, że nie wolno się bawić na trawnikach, przed 4-ma laty wydębiono przyzwolenie, żeby po parkowych dróżkach móc poruszać się... rowerem! Pruski ordnung, którego ktoś za wszelką cenę próbuje się trzymać. I my doświadczamy tej nieuprzejmości. Psy koniecznie na smyczy i koniecznie przy nodze. Och, bitte!
Park zaprojektowany przez ogrodnika i architekta krajobrazu Petera Josepha Lenne, który przez pół wieku miał ogromny wpływ na pruskie ogrody i parki i który próbował całą poczdamską okolicę w dzieło sztuki przekształcić.
Najważniejszym obiektem w parku jest sądowa altanka - jedna z najstarszych miejskich budowli niemieckich - część wybudowanego w 1270 roku berlińskiego ratusza. Służyła sądom ławniczym oraz rozprawom pomiędzy radą miejską a społeczeństwem. Przeniesiona jako prezent od miasta Berlina dla Wilhelma I do Babelsberg, ustąpiła miejsca nowobudowanemu między 1861-1871 tzw. "czerwonemu ratuszowi". Dolna część pochodzi z XIII wieku, górna już z XV. Stawiano tu 3 metry nad tzw. "kaak"- kamiennym wyobrażeniem ptaka z drwiącą ludzką twarzą i oślimi uszami - skazańców na obrazę i szyderstwa członków rady i bogatych mieszczuchów. Podobno kaak to skamieniały ptak, który dawno, dawno temu wysysał śpiącym berlińczykom krew...
Jest tu jeszcze parownia, która zapewniała optymalne nawodnienie zgromadzonej w parku roślinności i mały pałac, w którym mieszkał do ślubu Fryderyk Wilhelm, późniejszy król Fryderyk III, dziś kawiarnia, niestety i ona dla nas zamknięta, dom marynarzy, wieża Flatow nawiązująca stylem wraz z domem marynarzy i altanką sądową do niemieckiego średniowiecza.
I ona, jak cała reszta, dziś złośliwie, a może zwyczajnie, zamknięta. Ta atmosfera, ten szarobury ton nadany przez dzisiejsze niebo, opustoszały teren należący przecież do dziedzictwa narodowego UNESCO i wydarzenia ostatnich dni grożą wyraźnie odczuwalnym niezadowoleniem. Ciekawe...w sumie to uroczysty dzień, jednak jakieś prywatne święto, więc pomimo wszystko dobry hinduski obiad, czekolada ciepła z rozognionymi afrykańskimi truskawkami i szampanem.
Za park, za pałac, za Prusy!