Sychrov. Historia prawdopodobnie sięgająca XV stulecia, nabrał znaczenia, gdy przeszedł w ręce potężnej szlacheckiej francuskiej rodziny Rohan w 1820 roku, która miała go w swoim posiadaniu przez 125 lat. Pałac został rozbudowany w dekoracyjnym stylu romantyzmu historycznego, komnaty ozdobione wylewnym przepychem, portretów tu prawie 250 się znalazło, największy francuski zbiór poza Francją, w bibliotece ponad 7 tysięcy pozycji, a na tyłach park w stylu angielskim. Antonin Dvorak odwiedzał tu często swojego przyjaciela Aloisa Göbla, który był zarządcą majątku rodziny Rohdanów.
Dzisiaj jest szaro i jakby trochę smutno. Zwiedzających brak. Zamek skonfiskowano rodzinie Rohan w 1945 roku i oddano narodowi, który w to wielkanocne niedzielne późne popołudnie niezbyt się nim interesuje. Jakby więc nierealnym wydaje się być zamkowy sklepik-winnica, nieoświetlony, ale z kobietą siedzącą przy szklanym blacie. Zaaferowana zaglądającą głową otwiera drzwi i zaprasza zamaszyście do środka. Pierwszy wszedł pies i zostawił na białych płytkach wiele ciemnych śladów. Trochę kierowani poczuciem winy daliśmy się wciągnąć w przemiłą atmosferę zadośćuczynienia psim winom. Okazało się, że pani artystka robi biżuterię na wzór Jablonexu, choć i też własnej fantazji. I może też zrobić kawę, jak i herbatę, czy gorącą czekoladę z saszetki. Myli jej się angielski z rosyjskim, ale nie ma to nic wspólnego z brakiem uprzejmości. Wprost przeciwnie. Karta napojów zostaje wymieniona w tempie zapierającym dech pięć razy, po czym rozstawione krzesła i tak zwane słoneczko, czyli elektryczny mały grzejniczek, który daje po oczach niewiarygodną czerwienią. Pani sama siedzi w zimnie, w kurtce, dla gości decyduje się zużyć nieco prądu. Za moment, ni stąd ni zowąd pojawiają się jeszcze dwie niemieckie turystki, które choć bez psa winowajcy decydują się też wypić kawę. A pani dwoi się i troi, w taki bardzo magiczny sposób wzbudza w nas wszystkich sympatię w rodzaju – chce jej się zrobić coś miłego, już, teraz i na zapas. Bardzo się staraliśmy, ale w ofercie sklepiku nie znaleźliśmy, niestety, niczego, co by nam przypadło do gustu. Chcieliśmy więc dać napiwek, ale pani się w swojej prostocie zadziwiła i powiedziała, że kawa i herbata kosztują razem 50 koron, ona może napisać, jak nie rozumiemy. Polecam! I proszę ją koniecznie odwiedzić ze zwykłej ludzkiej przyzwoitości.