Poza zwyczajnym, porządnym oblaniem wodą gazowaną typu medium, uderzono mnie parę razy wiciową gałązką z kolorowymi bibułkami na czubku w pupę, czyli padłam ofiarą tzw. pomlázki. Bili tylko mężczyźni i tylko oni byli widoczni na czeskich ulicach. Wyglądali na bardzo zadowolonych z owej tradycji wielkanocnej, dzięki której ponoć młodnieją ich kobiety. A tych jak na lekastwo, pewnie brakuje im już słodyczy i jajek, które rozdają w zamian za baty.
Słońce nas rozpieszcza. Zima też.
Hruba Skala widnieje z oddali jak bezbłędnie ułożone puzzle. Cienie ze światłem bawią się okolicą, podobnie jak zima z wiosną. Tam, gdzie dociera słońce, jest radośnie i bezśnieżnie, reszta jakby zakuta lodowym tchnieniem. Około 400 skalnych wież z dróżkami, schodami, głazami, lasem szumnym i widokami, że ho-ho. Widać zamek Hruba-Skala (dziś spełniający funkcję hotelu), ruiny zamku Trosky na wulkanie, ostatnio aktywnym przed 50 milionami laty, z dwoma wieżami, Babą i Panną, które to ruiny fascynowały Goethego i Humboldta i fascynują do dziś. Zagłębiając się w ten skalny świat dochodzimy do trzech skał, na których wybudowała w XIII wieku swoją zamkową posiadłość rodzina Valdštejnów. Wiadukt z pięknymi figurami świętych, budynek mieszkalny, w którym wyeksponowane są rodzinne pamiątki, m.in. obrazki z dziecięcych włosów i kościółek, którego podłoga przy konsekracji w 1722 roku zapadła się pod naporem zbyt dużej liczby wiernych. Dalej sala bilardowa w wieżyczce jak z bajki i najstarsza część, nieudostępniona zwiedzającym. Czechów bijących witkami też nie brakuje, młodość mi już na wieki pisana. Czesi są lekko, a czasem bardzo dobrze podchmieleni, za to od czasu do czasu pokazujące się sarny płochliwe i dostojne. Arboretum ma już 135 lat i wiele ciekawych rodzajów świerków, a pobliski leśny pomnik ofiarom gór zmusza do zadumy. Hobby może zakończyć się śmiercią, taka piękna pasja, jaką jest górska wędrówka.