11.VIII. 1875 dotarli tutaj pierwsi skazani koloni karnej odciętej od reszty europejskiego świata. Okolica dzika, mało zamieszkana, nieprzystępna dla ludzi i ich coraz bardziej już wtedy „luksusowych” nawyków. Mieli sobie zdobywać tutaj wszystko: wolność wraz z miejscem na ziemi, które dało by im przychylność przeżycia, pożywienie, infrastrukturę, dach nad głową i zrozumienie Boga. Podobno od okrzyków oburzonach tubylców z wolna poprawiały się warunki bytowania więźniów. Kolonie zamknięto w 1956 roku - daleki skutek powstania organizacji rolniczej dell'ETFAS . Ogromny budynek, wyłaniający się zza horyzontu sprawia z daleka raczej wrażenie pałacu niż byłego więzienia. Przed nim malutka stacja benzynowa (tankowanie za okrągłą sumkę, do automatu wkłada się 5,10,20 euro i dystrybutor leje, by zgodnie z nominałem nagle przerwać), zamknięta na cztery spusty restauracja, dwóch Sardyńczyków błogo opiekujących się trawką wokół kapliczki, wolny od łańcucha pies strzeżący całej wioski, siatka broniąca wstępu do koloni karnej i gruby mur, który jednak przepuszcza przez liczne swoje luki ciekawski wzrok zwiedzających. Podobno jest tutaj muzeum, jedno skrzydło kompleksu jest zadbane i prawie wyremonowane, które dziś, a pewnie i jutro i pojutrze zamknięte. Przechadzamy się w rozproszeniu wzdłuż muru wokół, rozbudzając ciekawość i rozwiązując języki tylko psów. Słońce pieści cały jednak od środka wyraźnie zrujnowany kompleks, a byli więźniowie już zażywają zasłużonych niebiańskich zadośćuczynień za ziemski, niezbyt udany tutaj żywot. Gdy się tak za siebie obejrzeć i wyobrazić tę okolicę przed 200 laty...ciarki przechodzą nie tylko na myśl o możliwych przestępstwach tutaj przybywających, ale o katorżniczym oswajaniu nowo poznanej krainy...