Szczawnu Zdrojowi Sopot zawdzięcza swój Grand Hotel. Naprawdę!
A samo Szczawno to zielone marzenie, to zabawka-grzechotka wpadająca lekko i kształtnie w turystyczne ręce, to miejsce na letni flirt, na odświeżony oddech, na aksamitną zmianę karnacji. To takt i urok sam w sobie podkreślony dystynkcją kuracyjnej elegancji i piciem zdrojowych wód przez dzióbek z nabożeństwem i wytwornością. Dancingi i potańcówki, naklepywania i zimne prysznice, poranna gimnastyka z dietą lekką i strawną. Pietyzm dbania o siebie i imponowania tym innym. Szał i szoł ciał.
Wszystko w tym miasteczku rozwijało się w kierunku sanatoryjnym. Czas powstania w wieku XIII i dziesięcioletni okres bezczynszowy dla wszystkich mieszkańców, a później już tylko niewielka zapłata na rzecz księcia i kościoła, odkrycie wód mineralnych wodorowo-węglanowo-sodowo-wapniowo-magnezowych i prężna inwestycja w rozbudowę tego, co tę sanatoryjność rozsławiało i promowało. Zdrowiu się nie odmawia. Zjeżdżali więc i zwykli zjadacze chleba, których było stać na wszelkiej maści zabiegi, jak i sławni i koronowani, którzy kosztami w ogóle się nie przejmowali. Korzystali i z wód, i z powietrza, i z mleka koziego czy oślego, a najchętniej z nasłynniejszego, największego, najpiękniejszego na Śląsku, a najnowocześniejszego na świecie – Grand Hotelu. Miał łazienki i elektryczne windy, centralne ogrzewanie, klimatyzację i odkurzacz, urządzenia kąpielowe i inhalacyjne, komorę pneumatyczną oraz emanatorium radonowe. Mosiężne klamki, bogata sztukateria, marmurowe kominki, kryształowe żyrandole, wielkie lustra jak i sale dodawały splendoru i pompatyczności, które to atrybuty zawdzięczał przede wszystkim księżnej Daisy. Jej mąż Jan Henryk Hochberg zainicjował i sfinansował projekt, o którego artystyczną stronę zadbała właśnie jego żona. Pławi się w tej szczęśliwej ręce do dziś, a z nim jego goście już kuracyjni, bo hotel po II wojnie światowej zamieniono na dom zdrojowy. Książęca para miała tutaj swój apartament, zatrzymywali się w nim w czasie coniedzielnych odwiedzin Szczawna na obiad i na przechadzkę do Parku Zdrojowego, Hali Spacerowej, pijalni wód. Leniwe, błogie życie jednaj z najbogatszej ówczesnej rodziny niemieckiej.
Tym właśnie hotelem zainspirowali się architekci Grand Hotelu w Sopocie!
Dziś można chodzić ich śladami, zatrzymać się przy zachwycającym teatrze, wypić nie tylko specyficzną mineralną wodę, ale i inne szlachetne trunki, usiąść na zielonej trawie w cieniu krzewów lub pod pomnikiem wiernego psa, zajrzeć do zamaszystego budynku byłego Grand Hotelu, by zamykając oczy poczuć się jak wtedy oni. Oni – bogaci, nie oni – biedni, którzy, niestety, byli wtedy w ogromnej większości.