Zarówno przed jak i po baroku dbano o toaletę i wychodek, w baroku nie. Wody unikano, prania ubrań też, miejsca „zapachowe” przysypywano pudrem albo smarowano pomadami, a ubikacji w zamkach i pałacach nie budowano. We włosach noszono spinki z kości słoniowej z otworami, do których wpychano waciki z krwią na wszy, albo noszono skórzane worki przy pasie w talii wypełnione posoką, w których i wszy i pchły tonęły. Jeśli te sposoby nie działały i nie dało się spać w zawszonym łożu, przenoszono się gdzie indziej.
Nie wiem czy każde miejsce ma swojego kolorowego ptaka, ale Molsdorf je miało. Gustaw von Gotter zabłysnął na tutejszym firmamencie na piętnaście lat, ale pozostał we wspomnieniach, a teraz w pamięci do dziś. W latach 1734 - 1749 żył, a raczej rozkoszował się życia przyjemnościami według dewizy "niechaj żyje radość" i w na swoją modłę przebudowanym pałacu. Jako urzędnik i dyplomata z zasobną kieszenią i szerokimi możliwościami kupił posiadłość w Molsdorfie i przebudował ją na pałacyk uciech, gdzie organizował hedonistyczne bale, oszałamiając zebranych gości z sufitu osuwającym się blatem. Dziś w sali bankietowej ów słynny stołowy mechanizm został na suficie namalowany, a na jej ścianach wiszą 33 portrety mężczyzn, zajmujących w tamtych czasach ważne, królewskie, książęce czy urzędnicze stanowiska. Gotter jak najbardziej pośród nich. W sali obok, sali srebrnej albo damskiej, 35 portretów „koronowanych głów jego serca”. Kobiety przez niego wielbione, posiadłe, kobiety, które tańczyły na bankietach i dla których tracił głowę. Dalej jest sala marmurowa, a za nią sypialnia Gustawa, kiedyś zdobiona lubieżnymi malowidłami ściennymi, ku uciesze budzącego się wolnomularza. I ta sala jest powodem takiego a nie innego wstępu do opisu tego uroczego w swoim przeznaczeniu miejsca. Von Gotter zażywał w Molsdorfie wszelkich uciech, wydawał pieniądze w zatrważających ilościach, nie szczędził ani sobie ani gościom niczego. Gdy się budził, wypijał dzban wina i objadał najróżniejszymi przysmakami. I musiał korzystać z toalety. Pomimo barokowej awersji do higieny, fizjologicznych potrzeb organizmu nie można było ignorować. W tejże sypialni stoi naprzeciwko łoża szafka, komoda jakby, która po otwarciu okazuje się być miejscem na drewniane wiadro, do którego właściciel załatwiał swoje potrzeby, by szybko zatrzasnąć drzwiczki. Pozostawał zapach. Barokowy zapach składający się z trzech podstawowych nut: moczu, kału i potu. Załatwiano się gdzie popadnie, w kątach sal, na korytarzach, do noszonych w intymnych miejscach skórzanych sakiew. Razem ze wstrętem do wody tworzyło to piorunującą mieszankę „aromatów”. Tutejszy przewodnik mówi, że we Francji ludzie z wyższych sfer zazwyczaj posiadali dwa pałace. Gdy zaśmiecono i zabrudzono odchodami jeden, przenoszono się do drugiego, a służba brała się za sprzątanie.
Trudno sobie to wyobrazić w tym pełnym estetyki i sztuki miejscu. A jednak...Malowidła ścienne, obrazy, sztukaterie, artystyczne przedmioty, widok z okna na przepiękny francuski ogród, gdzie wtedy stało 150 figur i posągów, nie niweczyły tej śmierdzącej rzeczywistości, ale zapewne w jakiś sposób ją łagodziły, bądź pomagały na chwilę zapomnieć.
W bardzo szybkim czasie Gustawowi skończyły się pieniądze. Remonty i przebudowa pałacu, rozpasany styl życia pochłonęły trzy miliony talarów i choć Fryderyk II Wielki, ówczesny król pruski, wspomagał go chojnie, a sam von Gotter wygrał do tego parę milionów na loterii, po 15-tu latach musiał swoją rozkoszną posiadłość sprzedać. Molsdorf nigdy później nie przeżyło takiej barwności i wyjątkowości uciech, za to doczekało się około 1910 roku marmurowej zielonej łazienki, z której korzystała księżna von Gneisenau. Sprzedawany z rąk do rąk, znędzniały i odarty z barokowych pereł i pięknej drewnianej podłogi, stał się po wojnie własnością państwa. Dał na krótko schronienie polskiej organizacji charytatywnej pomagającej powracającym do ojczyzny robotnikom przymusowym i uciekinierom, później do 1954 roku był domem dziecka. Bardzo długo korzystali z niego rządzący DDR-em do urządzania aukcji sztuki. Od 1990 roku oddany do zwiedzania, służy też do koncertów pianistycznych czy jakichkolwiek innych. A na drugim piętrze wystawa poświęcona erotyczności z XX wieku, słodkie zakończenie tego molsdorfskiego wypadu na pokuszenie i być może echo gotterowskiego ducha.
Gustaw von Gotter żył 70 lat. Pił, bawił się i jadł na potęgę, a jednak osiągnął jak na tamte czasy sędziwy wiek. Gdy zmarł, opłakiwał go sam król mówiąc, że świat stracił bogatego, nawet najbogatszego duchowo człowieka swoich czasów. A czy płakały po nim kobiety?
Pałacyk w Molsdorf
Schloßplatz 6 ·
99094 Erfurt · Molsdorf
czynny przez cały rok
wtorek - niedziela 10.00 - 18.00
bilet normalny - 6,00€
bilet ulgowy - 4,00€
zwiedzanie z przewodnikiem o każdej pełnej godzinie
(godne polecenia i bez względu na ilość zwiedzających)
zakaz robienia zdjęć