Z oddali widać najpierw jego – potężny, biały, spójny i bez fantazji góruje nad okolicą jak bryła przeznaczenia. Dzisiaj i tak ginie trochę w zabudowaniach, których przybyło przez stulecia, szczególnie te ostatnie, ale wtedy musiał robić ogromne wrażenie. W XVII wieku dominował i prężył się w glorii władzy, choć zleceniodawca wcale nie był żądny takiego właśnie przeznaczenia. Chodziło bardziej o westchnienie ulgi po wojnie trzydziestoletniej, o element, który nie będzie jej zniszczeń przypominał. Dokładnie w samo południe 26 października 1643 roku wmurowano kamień węgielny pod budowę pałacu Friedenstein w Gocie. Książę Ernst I von Sachsen-Gotha (Ernst Pobożny) miał estetyczną potrzebę stworzenia czegoś, co robiłoby nie tylko na nim wrażenie, ale i sławiło pokój na świecie. Udało mu się. Nie tylko że powstał pałac-bryła, który krył w sobie wiele instytucji i przeznaczeń, jak i rozrosła się jedna z najbardziej znaczących i na europejskich tronach panujących rodzin królewskich.
Ernst był pobożny i skłaniał się w swojej władzy bardziej w stronę kościoła i religii niż nowatorskich idei swoich czasów. Dzieci, a miał ich 18-cioro, wychowywał surowo, stwarzając taki plan dnia, by nie miały czasu na myślenie o głupotach. Zapewne z zazdrością patrzyły przez okna zamku w dół na beztrosko bawiące się potomstwo plebsu. Choć i dla nich Ernst miał w zapasie niespodzianki: wprowadził w 1642 roku obowiązek szkolny dla dzieci w przedziale wieku pięciu do dwunastu lat i ugruntował gimnazjum w Gocie, do którego zjeżdżali się uczniowie z Węgier, Śląska, Polski, Rosji i Skandynawi, którzy w jego miasteczku byli serdecznie witani. Drukowano na jego zlecenie podręczniki, które tłumaczono na włoski i francuski, a w Rosji ufundował wolną szkołę dla luterańskiej mniejszości, szkołę, która otwarta była na wszystkich, także rosyjskich, uczniów. Ernst zmarł w Gocie w 1675 roku, a jego duch być może natchnął kolejnych rezydentów do wyjątkowego i często niekonwencjonalnego sposobu bycia i rządzenia. Cała rodzina książęca, która pochodzi z tych stron, rozsławiła się nie tylko na okolicę, ale i na cały świat, a z jej potomkami do dziś mamy prawie że na co dzień do czynienia.
Po Ernście Pobożnym przyszedł czas na naukowo-teatralne urozmaicenia. Ernstowi II pałac zawdzięcza Planetarium, Gabinet Fizyczny, rozbudowę parku, a Friedrichowi I von Sachsen-Gotha-Altenburg dworski, barokowy teatr, znany dziś jako Ekhof Theater. Perełka wprost lepka od słodyczy. Uroczy mały teatr z XVII wieku z maszynerią sceniczną obsługiwaną ręcznie i działającą do dziś. To najstarszy barokowy teatr dworski w Niemczech. Na scenie na początku zobowiązani byli grać członkowie rodziny i wyżsi urzędnicy dworu dla dzieci i młodzieży, jak i oni sami, by wpoić sobie swobodę występów przed publicznością. Jak przyjemnie byłoby zobaczyć tę „trupę teatralną” zaskoczoną zapewne i pomysłem i przymusem jego wykonania. Od roku 1775 teatr miał już swój własny ensemble, jako jeden z pierwszych w ówczesnych Niemczech, członkowie którego byli oficjalnie zaangażowani i otrzymywali wynagrodzenie, a nawet założono dla nich kasę emerytalną, czego raczej w owym czasie nie praktykowano. W latach swojej świetności 1775 - 1778 prowadzony przez najlepszego w XVIII wieku aktora Conrada Ekhofa, „ojca niemieckiej sztuki aktorskiej” z wystawianymi sztukami Szekspira, Moliera, Voltaire czy Diderota, a co najważniejsze - dostępny dla wszystkich.
Dziś teatr można zwiedzać w ramach wstępu do pałacu, o ile nie trwają właśnie próby. Raz w roku latem organizowany jest tzw. Ekhof Festival, w czasie którego można zatopić się na dłuższą chwilę nie tylko w sztuce, ale i w wyobrażeniu o tym, jak to było wtedy, gdy książę i książęta, gdy urzędnicy dwoili się i troili na scenie bez względu na posiadany talent. Z wdzięcznością pochylam głowę, gdyż zostałam zaskoczona biletem na operę „Wróżki” Giovanniego Alberto Ristori i to było przeżycie wprost unoszące wyobraźnię do nieba, choć zagorzałym fanem tego rodzaju muzyki nie jestem, szczególnie, gdy taka opera zdaje się nie mieć końca;-)
Ewenementów pałacowych w Gocie jeszcze nie koniec. Najbarwniejszym jego ptakiem był August, rezydujący w latach 1804-1822. Wielki admirator Napoleona I, wielki miłośnik sztuki, wielki żartowniś, choć wcale nie wiadomo, czy robił to z czystego poczucia humoru, czy może fizjologicznej potrzeby. Napoleona uwielbiał tak, że stworzył w pałacu komnatę specjalnie dla niego z portretami ich obu wiszącymi na przeciwległych ścianach, a zadzierając głowę do góry można zobaczyć księżyc z rysami twarzy Augusta oraz słońce z Napoleona. Napoleon o sympatii wiedział, odwiedzał parę razy wielbiciela w jego pałacu, choć nigdy tam nie nocował, a z niektórych prezentów nie korzystał, gdyż wcale mu się nie podobały. Tak było z czarną karetą, która za bardzo przypominała mu trupią czaszkę i wszelkie przejażdżki nią nie wchodziły w rachubę. August zaskakiwał swój dwór i poddanych prawie codzienną zmianą koloru włosów, kobiecymi strojami, w które uwielbiał się przebierać i raczej damskim sposobem bycia, jak ostrożnie wypowiadają się o nim jemu współcześni. Dla dostojnych urzędowych, czy wojskowych gości i wszelkich delegacji miał jeszcze jedną niespodziankę: w sali, w której ich przyjmował, nakazał namalować anioła, gołego naturalnie, ze swoją twarzą. Stał pod malowidłem i zapewne z rozbawieniem przyglądał się reakcji dostojnych gości, którzy mieli przed sobą swojego księcia w podwójnym wydaniu: nagiego na ścianie i odzianego jak należy stojącego przed nią.
W kasie można zakupić filiżankę, której wzór sam zaprojektował. Podobno jednym z napoleońskich prezentów była właśnie filiżanka, być może właśnie taka...
August jest przodkiem brytyjskiej królowej Elżbiety, której rodzinne korzenie wyrastają właśnie stąd. Wiktoria, królowa Anglii (córka Edwarda Augusta Hanowerskiego i księżniczki Wiktorii Sachsen-Coburg – Alfeld) poślubiła w 1840 roku swojego kuzyna, Alberta von Sachsen-Coburg i Gotha i dopiero Jerzy V zmienił w 1917 roku rodowe nazwisko na Winsdor, rezygnując ze wszystkich niemieckich tytułów i godności. Nie tylko tron brytyjski (a może trzeba napisać "niemiecki") zresztą wywodzi się właśnie stąd, ale i inne, wciąż miłościwie panujące i te, które przeminęły: rodziny królewskie z Belgii, Szwecji, jak i Portugali, Rosji, Meksyku, Włoch, Austri, Luksemburga i Rumuni.
Pałac w Gocie trwa niezmiennie do dziś. Przebrnął przez lata wojny, splądrowany przez Rosjan i Amerykanów odzyskał jednak wiele ze zrabowanych mu przedmiotów. Z nastałym socjalizmem zbratał się nawet przypadkowo pasującą do tendencji bryłowością i jednolitością wyglądu. Dziś działa w nim teatr Ekhofa, biblioteka, gabinet monet, turyndzkie archiwum Gotha, centrum naukowe uniwersytetu w Erfurcie, jak i muzea: książęce, historyczne, przyrodnicze i pałacowe, z którego to ostatnie zachwyca chyba najbardziej. Część pałacu Friedenstein zaskakuje zwiedzających : wszystkie ściany i sufity ozdobione są najróżniejszymi barokowymi rzeźbami, przedstawiającymi, co tylko minione oko widziało lub sobie wyobrażało. Robi to takie wrażenie, że nie chce się stamtąd wyjść, studzi tylko informacja, że w czasie kilkuletniego ozdabiania pałacowych komnat wszedzie zalegał tynkowy kurz.