Są miejsca, których jeszcze się nie zna, a które mamią z oddali a to zdjęciem pięknym, a to tekstem fascynującym, by rozczarować na miejscu srogą zwyczajnością. Takim miejscem okazała się dla nas być Ruhla, cudnie położona w dolinie, zapadnięta w niej i jakby zamszona miękko, wciągająca hipnotycznie w siebie, jak w obrazek. Ruhla – idealność położenia, Ruhla – interesująca historia ludzkich prac. Powstawały tutaj w XVIII wieku fajki z piany morskiej, wiadomość która, lub słowo to oszałamiają i magnetycznie przyciągają. Fajki wymyślne w kształcie, wyrafinowane w sposobie palenia tytoniu, jego pieszczenia wręcz bez uszczerbku na smaku czy zapachu. Idealność dzieła, które dopełniało zegarmistrzostwo robionych tutaj do dziś zegarków. Precyzja połączona z rozkoszną rozpustą – czy można nie chcieć zobaczyć takiego miejsca? Nie można, oczywiście, a tutaj klapa, taki zwykły zaszyty pośród wzgórz obszar pospolitości. Fajek już dawno się tutaj nie produkuje, a stworzone na przeszłości cześć muzeum otwarte jest w jakich idiotycznych porach. Ulica jedna, młyn na wodę i mnóstwo rozpasanych kotów. I super market, i pijany jegomość, który ledwo co uratował się przed wywnętrzaniem się naszego młodego potomka od mleka. Z uśmiechem i gracją, na szczęście.
Ruhlę opuściliśmy niepyszni i udaliśmy się do jeszcze bardziej oszałamiającego z nazwy Wąwozu Smoka (Drachenschlucht) pod Eisenach. Dlaczego nie wierzyć dalej w przewodnikowe perypetie? Wąwóz jak najbardziej wąwozowy i smukły w miejscach zasadniczych, roznegliżowany wilgotnością mchu porosłego na stykających się niemalże skałach przez szczeliny których przyszło się nam przedzierać. Co za ulga w istnieniu i odkrywaniu świata! Do tego mejsca trzeba koniecznie w Turyngii zawitać, wymówki nie ma, przeprosin i usprawiedliwień w ogóle nie. Cud natury i krzepkość cudownie nasyconego powietrza. Chce się żyć i w to życie wierzyć!