Poszukiwany Enrico Carella bawił się dobrze w Meksyku, gdy dopadły go macki międzynarodowego listu gończego. Od czterech lat w drodze, od czterech lat na wolności, od czterech lat na niejasnym wikcie i opierunku. Przecież jego firma upadła, zadłużona, to z jej powodu właśnie zdecydował się na chyba najbardziej drastyczny krok swego życia. Wprawdzie nie spodziewał się takiego efektu, ale liczy się sam gest.
La Fenice płonęło po raz trzeci, godne swojej nazwy – jak Feniks zamieniało się w popiół, z którego musiało powstać. Ryzykowne przedsięwzięcie, jednak jak bardzo pasujące do Gwiazdy, tutaj pozbawionej kaprysów, za to ze szlachetnym rysem niezłomnej woli trwania. Carella wydaje się być tylko pionkiem w grze rozgrywającej się na weneckiej wyspie. Wspólnie z kuzynem Massimiliano Marchetti 29 stycznia 1996 roku rozniecają pożar – inżynier elektryk, który wykonywał zlecone mu przy remoncie prace w jednym z najsłynniejszych teatrów Włoch. Spóźniał się z nimi i musiał zapłacić za ów poślizg 7 500 euro. Niechaj więc pożar odmieni jego umowny los.
La Fenice spłonęło doszczętnie, podobnie jak pierwszy raz w 1774 roku, gdy po odbudowie zdecydowano się nadać mu adekwatną nazwę, nawiązującą nie tylko do odradzania się z popiołów, ale i masońskich jego korzeni. Feniks to słoneczny ptak, który w nauce masońskiej symbolizuje ponowne narodziny i zmartwychwstanie. To był rok 1792. W 1836 roku teatr znów płonął, odbudowany cieszył się najlepszą sławą, szczególnie operową, wiele dzieł Verdiego miało tutaj swoje prapremiery, jak również samego Wagnera.
Kipiący złotem, słaniający się niemalże od przepychu i pikanterii ozdób zachwyca w każdym calu. Wielka Maria Callas spogląda z portretu i przypomina o doskonałej akustyce budynku, żyrandole dominują w przechodnich halach, kinkiety onieśmielają, balkoniki zachęcają, a całość prawie hipnotyzuje. Oprócz sceny i widowni znajdują się tutaj jeszcze pomieszczenia na małe koncerty, na dysputy i picie kawy.
„La Fenice to dla mnie Wenecja” - nie dziwię się tej opinii. Nigdzie indziej Gwiazda nie jest bardziej i dosadniej właśnie Nią – luksusową i wyjątkową ze szlachetnym cieniem najlepszej w swoim brzmieniu sztuki.