Cesarz Wilhelm II miał porządne i zdrowe zamiary. Kolejka linii metra docierająca do pozamiejskiego Dahlem miała witać miastowych wiejskim i idyllicznym charakterem. W 1913 roku powstał więc zgrzebny domek pokryty strzechą na wzór północnoniemieckich gospód. Stoi on do dziś i na pewno sumiennie spełnia swoje zadanie. Przyjemne uczucie zaskoczenia wita niejednego gościa.
Zupełnie inaczej może się okazać z drugiej strony. Przechodząc przez „chałupkę” pośród malowniczych ścian i schodząc w dół na peron, na którym trzeba przez chwilę poczekać na metro, niejeden zmierza w kierunku ławek. I tutaj zaczyna się zamierzona bądź nie wiejska lubieżność. Ławki są męskie i żeńskie. I trudno tego nie zauważyć, a nawet zignorować, gdyż konfrontacja z ich płciowością odbywa się namacalnie. Siadając na jednej czy drugiej ląduje się albo pomiędzy dorodnymi piersiami, albo na podobnym w swym charakterze penisie. Każdy decyduje się na to, co lubi, gorzej, gdy tylko jedno jest wolne. Są podobno tacy, którzy w ramach badań socjologicznych przyglądają się sposobowi zachowań niedoszłych pasażerów. Efekty, jak łatwo się domyśleć, są tak różne, jak dzień i noc. I słusznie.
Warto dodać, że przystanek tej dahlemowskiej kolejki okrzyknięty został w Japonii w 1987 roku najpiękniejszym dworcem metra Europy.
Zupełnie niedaleko stąd znajduje się Centrum Muzealne, w którym dziś po raz ostatni można obejrzeć etnograficzną wystawę poświęconą południowo-zachodniej części Pacyfiku. Kolorowa, ciekawa, z eksponatami do podotykania lubieżnie wpasowuje się w atmosferę pobliskich Dahlemu początków.