Wielomilionowa metropolia typu Berlin jest dla wielu synonimem betonowej pustyni z natłokiem gwarnych ludzi i hukiem nieustającego w ruchu transportu.
Pozory lubią jednak mylić. Berlin metropolią i owszem jest, tłoczną, gwarną, kolorową z odcieniami szarości, jednak ma w sobie tyle zielonych, prawie że dziewiczych zakamarków, których być może ze świecą w innych wielkich miastach szukać.
I ma w sobie...małą Wenecję – niewielką wprawdzie, ale z najprawdziwszymi kanałami i altankami, do których można dostać się tylko drogą wodną, czyli własną łódką. Mała Wenecja znajduje się niemalże w środku Berlina, jadąc samochodem od centrum i kierując się na Spandau można do niej dojechać przy nienatężonym ruchu w 10 minut.
Najpierw ukazują się łąki, na których mogą przebywać woły, choć tak naprawdę mieszkańcami tutejszych błoni są turzyce, których jest 1757 gatunków, trawy wiechlinowate, tworzące też nabrzeżne szuwary, firletki poszarpane, tojeści rozesłane, błotne kniecie (kaczeńce), czyśćce, przytuliny i ostrożenie, rutewki i kosaćce żółte, jaskry jadowite, dzikie róże, pałki, krwawice pospolite, żabieńce, nacierpki gruczołowate, a wokół wiązy, wierzby, lasy łęgowe.
W wodach płocie, krąpy, wzdręgi, okonie, kozy pospolite, jak i takież bolenie, oraz szczupaki.
Na ziemi wydry, lisy, borsuki, dziki, gacki i inne nietoperze, chrząszcze, żaby i zaskrońce, czaple, zimorodki, trzcinniczki, łozówki, płochacze pokrzywnice, łyzki i perkozki, brzegówki.
Jaka to melodia – te nazwy – kto je wymyśla? Można by pewnie tak długo pochylając się nad skrawkiem tutejszej gleby, ale lepiej rozprostować zgięte miastem kości i rozejrzeć się wokół. Na tle blokowisk mamy kawałek dzikiej natury, podmokłe łąki, rezerwat przyrody i ludzi, którzy najwyraźniej walczą o swój kawałek miejsca, gdyż na płotkach rozpięte banery z napisem „Ratujmy małą Wenecję”. Zasługa to niechlubna jakieś firmy, która pod pozorem ekologiczności założyła tutaj przedsiębiorstwo rolne i zniszczyła już wiele nie tylko pięknych skrawków przyrody, ale hodowlą bydła przyczynia się do zanieczyszczeń. Oby politycy zareagowali szybko i adekwatnie do wartości tego miejsca.
Jak na Wenecję przystało znajdziemy i Most Westchnień, by za nim w towarzystwie nie dających się sfotografować czapli, dotrzeć do Haweli, która już zindustrializowana zdobi się resztkami sił kaczkami i pięknymi białymi łabędziami. Wzdłuż jej brzegów docieramy do Pichelssee, gdzie Havela znów wraca do siebie, czyli ogromnej, dostojnej i spokojnie płynącej szerokim nurtem rzeki. Na cypelku można jej cichość prawie usłyszeć, a majestat poczuć. Wciśnięty w kąt stary statek restauracyjny Sabine II oddaje ducha od pożaru w 1998 roku. Jej właściciel-marynarz opuścił ją, zakupując stateczek Narodowej Armii Ludowej (NVA), na którym spędził czas schyłku swojego życia.
Zmierzcha już. Ptaki zaczynają się niepokoić i zbierać do spania. Jakby żywe logo Wydawnictwa Czarne – tylko proszę nie klaskać...