Na ulicach tego miasteczka powinny rozbrzmiewać arie operowe sopranem koloraturowym brzmiące Jadwigi Szayerowej, znanej jako Ada Sari, która tutaj się urodziła. Największa partie wykonywała na najlepszych scenach świata, w repertuarze miała tylko utwory wybitne.
Słychać jednak litanie i godzinki, modły uwielbienia i dziękczynne, psalmy, kolędy, pasje i hymny, Wadowice prężą się w dumie w obliczu faktu, że właśnie tutaj przyszedł na świat Karol Wojtyła. I słusznie, choć warto by było to zacne uczucie o wielu innych dzieci tego miasteczka ubogacić.
Wadowice mają w klimacie świętość, która trochę poszarzała zaniedbanymi kamienicami wyziera z każdego ich zakamarka. Na głównym placu jest ON – przyjaźnie się do przybyszów uśmiechający, dobroduszny i cierpliwy papież wyjątkowy i już święty. Pomiędzy domem swoich narodzin, a kościołem, w którym lubił bywać wciśnięty, lekko zgarbiony, błogosławi czasami pustawy, a czasami tłumnie zapełniony plac własnego imienia. Do kamienicy jego dzieciństwa można wejść i przyjrzeć się dostojnej skromności wnętrz i wystroju, zaczynając od imitacji wadowickiej ulicy międzywojennej. Przewodniczka, bez której zwiedzanie nie jest możliwe (czyli zwiedzanie indywidualne) z ogromną czcią i nabożeństwem, przeplecioną dozą łagodnego i naiwnego humoru, powielanego zapewne po setki razy, próbuje wywrzeć wrażenie, którego wywierać nie trzeba. Gdy byłam tutaj chyba przed dziesięcioma laty muzeum wyglądało zupełnie inaczej, zwiedzało się samemu i wejście było jeszcze przez pierwotne drzwi. Dziś wydaje mi się, że Karol nie poznałby własnego domu.
Bazylika Ofiarowania Najświętszej Maryi Panny jest wypełniony nabożeństwami, które odbywają się często i regularnie, szczególnie w okresie wielkanocnym. Wysypują się z niego wierni, by rozpłynąć się po placu i zniknąć albo w zaparkowanych blisko samochodach, albo w kawiarenka, których wokół bez liku. Wszystkie krzyczą sloganami o kremówkach, a tak naprawdę cukiernia, w której te ciasteczka nasz papież pałaszował, już nie istnieje. Widnieje na rogu tylko tabliczka informacyjna, która ginie w krzyku neonowych reklam.
Wadowice to jednak trochę więcej niż ten tak mocno skoncentrowany na osobie papieża plac. Istniejące prawdopodobnie od XIV wieku miasto, strawione przez pożar w 1430 roku, otrzymało 10 listopada tegoż roku wyjątkowe na tym terenie prawo chełmińskie, dzięki któremu mogło się szybko rozwijać.
Od 1445 roku należało do księstwa zatorskiego, od 1772 roku do Imperium Habsburgu, a od 1918 roku do Polski. Po tragicznym epizodzie nazistowskim, gdy wcielono je do III Rzeszy, po dziś dzień identyfikuje się z patriotyzmem i katolicyzmem w sumiennym wydaniu.
Wadowice to trochę senna atmosfera i przepiękne widoki na pagórzastą okolicę. Wdrapując się na tzw. Wadowicką Górkę można je podziwić jak na dłoni i zatracać się w nieodzownym mamieniu ich wpływem i rodzącą się potrzebą wyruszenia na górskie szlaki. Na Górce można je ukoić w ciszy i spokoju sanktuarium św. Józefa, w którym słynący łaskami obraz św. Józefa, relikwie św. Rafała Kalinowskiego (założyciela i przełożonego znajdującego się przy kościele klasztoru karmelitów), jak i relikwie bł. Alfonsa Marii Mazurka (błogosławiony i męczennik) przyciągają niejednego pielgrzyma. Znajdujący się tuż obok klasztor karmelitów pomimo potężnych murów sprawia wrażenie skromnego. Jakby braciszkowie tylko na dobra duchowe kładli nacisk, Maryjka z przyklasztornej kapliczki musi zadowolić się wypłowiałymi sztucznymi kwiatami.
Spacer powrotny do centrum to sama przyjemność – nietrudno sobie wyobrazić atmosferę z początków minionego wieku, kamienice, które choć już dawno straciły swoje dziewicze piękno, wciąż emanują tętniącym życiem tamtej żydowsko-polskiej społeczności. Dorodne budynki sądu czy gimnazjum świadczą o poważnej przeszłości i zamożnej miejskiej kasie. W sąsiadującym z sądem zakładzie karnym spędzają swój żywot mężczyźni recydywiści, to stąd uciekł Ryszard Niemczyk, ps. Rzeźnik. Niedaleko od centrum znajduje się opuszczony budynek koszar, na którym przybita smutno wyglądająca tablica pamiątkowa dla żołnierzy 12 pułku piechoty, przed którym pomnik w tej samej intencji.
Wadowice mają w sobie coś magicznego pomimo tego blichtru ckliwej świętości. Być może słoneczny zegar na bocznej ścianie bazyliki ze słowami „czas ucieka, wieczność czeka” ma o wiele większą wymowę niż cała jarmarczna pobożność. Raz przeczytany nie opuszcza świadomości nawet na chwilę i dba o odkrycie pełnego sedna tutejszej tajemnicy - nie ma niczego, co moglibyśmy sobie na zawsze zagwarantować, oprócz tego, co przeżyjemy. A w obliczu wiary, nadziei i przyzwoitości dbajmy o to, by ewentualna wieczność miała podobne zabarwienie. Reszta pozostaje niewymuszoną przyjemnością.