W życiu można się dobrze ustawić. Porwać na przykład dziedziczkę młodą, córkę bogacza i właściciela zamku, sugerując miłość, ba, nawet przy odrobinie szczęścia naprawdę się zakochując i poślubić w Holsztynie. Zrobił tak hrabia duński Fryderyk von Ahlefeldt w XVII wieku, który oszałamiając w podany sposób 15-letnią Małgorzatę Rantzau, zdobył piękny zamek jej ojca, który do porwania swoją niechęcią do Fryderyka się przyczynił. Gdyby tylko wiedział, że rodzina zięcia nie wypuszcza posiadłości do dziś i dba należycie do tego stopnia, że uznawana jest za jedną z najpiękniejszych tego typu budowli w Danii. Zameczek-zabawka, lekka, intensywnie czerwona kontrastuje wytwornie z rozszalałą majową zielenią. Zwiedzać można rezerwując z wyprzedzeniem oprowadzanie z właścicielem, wokół rozciąga się park z wystawą sztuki znikającej – pod gołym niebem i wydane na działanie atmosfery skulptury i instalacje dzielą nasz wszystkich los przemijania.
Niedaleko stąd do machorki, ocalałej stodoły z wystawą tematyczną na temat hodowli tytoniu, który w Danii uprawiano namiętnie od 1600 roku z największym rozkwitem przypadającym na czasy II wojny światowej. Problemy z importem towaru jakże potrzebnego, szczególnie w trudnych czasach i z oczywistych powodów, rekompensowano sobie zajęciem miłym i zdrowiu służącym (oczywiście do pewnego stopnia). Rozwinęła się prężna produkcja, co widać na małej, otwartej dla wszystkich wystawie. Nikogo tutaj nie ma, tylko tabliczki proszą usilnie zwiedzających o niepalenie...