Co to za pustelnik, który zakłada miasto?!
Istnienia Dippolda nie można udowodnić, za to miasteczko od bez mała tysiąca lat dopasowuje się do pulsującego nurtu dziejów. Co ciekawe jest dziś opustoszałe, jakby duch eremity jednak nadał mu znaczący ton. Na ryneczku pusto, w ślicznym zamku ze wspaniałą galerią malarstwa wschodnich Rudaw pusto, nawet w kawiarni pusto – tutaj jednak otwiera się na pukanie drzwi, grubo po zamknięciu, by sprzedać zgłodniałym wędrowcom okruchy pysznych ciast. Nawet dobry sok znalazł się pod ladą.
Zanim jednak trafimy do tej przeuroczej „pustelni” jedziemy pociągiem ciągniętym przez starą lokomotywę przez malowniczy wąwóz rzeki Roter Weißeritz, który ośnieżony i oblany słońcem, a do tego otulony buchającą z komina parowozu parą, zachwyca pasażerów. Weißeritztalbahn to druga saksońska kolejka wąskotorowa zaliczana jednak do najstarszych działających wąskotorówek w Niemczech. Gwizd i świst, szarpnięcie i mozół, konduktor i metaliczny zapach wagonów. Jest rozleniwiające ciepło pod pupą, ale jest i twardo.
W sierpniu 2002 roku w czasie nieszczęsnej powodzi trasa doznała takich zniszczeń, że nie funkcjonowała przez cztery lata, a kolejny remontowany odcinek ma zostać otwarty już niedługo w maju czyli po 15 latach od katastrofy!
Po trudach pociągowej podróży Dippoldiswalde było jak znalazł ze swoją pustelniczą ciszą, która odkryła nam miasteczko przeurocze. Snuliśmy się po nim odkrywając szczegóły i drobiazgi, aż ukazał się nam rogal księżyca i zaprosił nad zaporę wodną na rzece Roter Weißeritz, by móc go podziwiać i w miłym towarzystwie, i przy blasku świec.