Najprzyjemniejsza w podróży jest nieobowiązkowość – można sobie obrać jakiś cel i udawać w jego kierunku zatrzymując po drodze, gdyż po prawej piękny krajobraz, a po lewej zachwycająca zaspa śnieżna. Można polować na najlepsze ujęcie największych ruin zamkowych Saksonii, albo wystawiać buzie do ciepłego styczniowego słońca.
Gdy czescy zbójnicy w 1180 roku ograbili srebrny skarbiec margrabiego miśnieńskiego Ottona Bogatego, powstało przy trasie handlowej (później nazywanej Starą Freibersko-Cieplicką Ulicą Pocztową) potężne zamczysko mające chronić i kontrolować jej przebieg. Zamczysko spełniało swoją urzędową funkcje przez wiele lat, gdy jednak niejaki Henryk von Schönberg w latach 1585-88 trochę poniżej dobudował sobie zamek w stylu renesansowym, by móc wygodniej mieszkać, co w surowym zamczysku nie było możliwe, przestano go używać i pożar w XVIII wieku przybił tylko pieczęć na losie budowli.
A jest ona piękna, fantastycznie się prezentuje z oddali, dominuje krajobraz i robi odpowiednie wrażenie. Góruje nad miasteczkiem cichym i skromnym, istniejącym od XV-go wieku, które padało pożogą trzech destrukcyjnych pożarów i przy którym narodziło się dwóch braci Silbermannów, wybitnych barokowych budowniczych organów Środkowych Niemiec, których dzieła słynne są na cały świat po nazwą „Silbermann-Orgel”. Do tej brackiej trupy zalicza się Gottfrieda i Andreasa, jak również syna ostatniego Johanna. Z 50 organów, które zrobili, zachowało się 31, a w muzeum działającym w renesansowym pałacu można dowiedzieć się wiele o życiu Gottfrieda i posłuchać od czasu do czasu dźwięku kopi jego pozytywu, czyli przenośnych organów, które w oryginale znajdują się w krypcie bremskiej katedry.
Frauenstein nawiązuje do organów również ciekawą studnią na rynku, zasypaną śniegiem, do którego jeszcze lepiej pasuje czarna bożonarodzeniowa piramida pokazujący znojny trud ciężkiej pracy górników gór Rudawy.
Pod zamczyskiem wydarzyło się jeszcze coś, czego bolesne ślady noszone po dziś dzień. Nie zdradzając niepotrzebnych szczegółów wspomnę tylko, że czas plecie nam figle, a jego nieubłagany pęd zadaje rany, samotność zaś nie we wszystkich sytuacjach bywa wskazana. A i brutalne wyrwanie z sielankowości w pewnych etapach życiach bywa potrzebne;-)