Po długich opadach deszczu drewniane koła zapadły się w błoto i woźnica, zapewne przeklinając pod nosem, borykał się gorliwie z problemem próbując wypchnąć wóz oblepiony mazią i usuwając znajdujące się przeszkody. Jedna z nich dziwnie pobłyskiwała. Coś musiało mężczyznę tknąć, gdyż kamień znalazł się w rękach górników z Goslar, którzy potwierdzili – to srebro. 800 lat, które po tym wydarzeniu nastąpiły, przyniosły ze sobą rozkwit, dobrobyt, nadzieje wielu, ale i rozczarowanie, jak i wyzysk po współczesny upadek. Woźnica jednak o tym nie wiedział – w błocie znalazł błogosławieństwo, które wielu zamieniło się w przekleństwo tego regionu. I jeśli chce się poznać Rudawy naprawdę, to właśnie tutaj wypadałoby ich odkrywanie rozpocząć.
Woźnica by się zdziwił – zwykły przypadek, deszcz, jego podróż (ciekawe dokąd i po co...), a zakiełkowało życie, które rozwija po dziś umysły młodych ludzi. Zdziwiłby się również, że odkrywając rudawskie kruszców eldorado przyciągnął na te tereny tygrysów komunizmu, którzy za nic mieli ludzkie życie. Jednocześnie srebrem otworzył wrota godnej egzystencji wielu jednostkom, dla których kawałek uczciwie zarobionego chleba miał w życiu największe znaczenie.
Freiberg to srebro, ale też ołów i cynk. To tutaj powstała w 1765 roku i istnieje do dziś pierwsza na świecie wyższa uczelnia górnicza, która kształciła wiele geologicznych i górniczych sław, również polskich. Współcześnie jest jedyną niemiecką uczelnią wyższą, na której można studiować archeologię przemysłową lub geodezję górniczą. Oprócz tego z dziedzinami takimi jak geografia, materia, energia i ochrona środowiska Uniwersytet Techniczny Akademii Górniczej Freiberg cieszy się jedną z lepszych pozycji w świecie nauki, a dla studentów to miasto „długich wieczorów i krótkich dróg”. Abraham Gottlob Werner tutaj odkrył podwaliny mineralogii – w pałacu Freudenstein, założonym przez margrabię Miśnieńskiego Ottona Bogatego w 1168 roku (w celu obrony srebrnych kopalń) znajduje się jedna z największych na świecie wystaw minerałów „terra mineralia” z ponad 3500 tysiącami eksponatów. Jakby się zaglądało do wnętrza Matki Ziemi, bogactwo, o którym żyjąc na jej powierzchni nie mamy zielonego pojęcia. Co ciekawe prezentowana kolekcja to zbiór niemiecko-szwajcarskiej biolożki i chemiczki Erykii Pohl-Ströher, która Freibergowi wypożyczyła tylko część swojego asortymentu;-)
Wracając do szacownej szkoły należy koniecznie wspomnieć, że August Wilhelm Lampadius założył tutaj pierwsze uniwersyteckie laboratorium świata, a ze sławnych studentów można wymienić Novalisa i Alexandra von Humboldta.
Do XV wieku Freiberg był największym miastem Marchii Miśnieńskiej i jej gospodarczym centrum, wojna 30-letnia, jak i ostatnia bitwa wojny 7-letniej 29 października 1762 roku przyniosły osadzie duże szkody, w wieku XIX usunięto mur z pięcioma bramami, a w latach 1862-75 powstała kolej żelazna.
Wędrówkę po zaśnieżonym mieście rozpoczynamy od przejścia pod bramą Donata (Donatsturm) z XIV wieku, którą w 1923 roku przeniesiono i przez którą tysiące górników codziennie przechodziło w drodze do pracy na szychtę. Naprzeciwko znajduje się kościół św. Jakuba z XIX wieku, który jest podobno bogato wyposażony (chrzcielnica w formie kielicha z 1555 roku, ambona z piaskowca z 1564 roku, bogato zdobiony ołtarz z 1610 roku i organy Silbermanna z 1717 roku) – niestety świątynia zamknięta jest na cztery spusty.
Jest dzisiaj trochę ponuro we Freibergu. Ciemne chmury wiszą jak bura szmata nad miasteczkiem, ludzi jak na lekarstwo, zimno, więc zaglądamy najpierw do piekarni, by trochę się rozweselić. Zakupujemy cienki placek zwany Eierschnecke, specjał Saksonii, a ten tutaj – typowo freiberski. Z wyborem lokalu mieliśmy szczęście – nie tylko lokalne i zadowolone ze wszystkiego w wieku emerytalnym towarzystwo, ale i bliskość wspomnianego już pałacu Freudenstein. Po prawej stoi dom organisty Gottfrieda Silbermanna – czyli minerałów świat z dźwiękiem najdoskonalszych manuałów i piszczałek skupione w architektoniczną placu zamkowego doskonałość. Jak pięknie musi tutaj być wiosną!
Kluczymy uliczkami i odkrywamy takie perełki jak dom chemika Clemensa Winklera, który odkrył pierwiastek german ( istnienie tegoż 20 lat wcześniej przewidział Mendelejew) i stworzył podwaliny technicznej analizy gazów, czy stary budynek byłego urzędu górniczego z 1555 roku założonego przez Augusta Saskiego, gdzie ustalano ceny kruszcu, a używane przy tym kryteria stały się podwaliną do procesu analizy chemicznej.
Trochę zgrzyta pod zębami od tej kopalinowej przeszłości, więc doskonałą odskocznią staje się przepiękna katedra pw. Najświętszej Maryi Panny, która katedrą tak naprawdę nie jest. Późnogotycka budowla skrywa w sobie wielki skarb – cenny zabytek romańskiej architektury – pierwszy niemiecki ukończony portal figurowy z 1230 roku zwany Złotą Bramą (istnieją dwie jego kopie, jedna w Bostonie, druga w Muzeum Puszkina w Moskwie). Do kolejnych perełek trzeba zaliczyć filigranową ambonę w kształcie kwiatu tulipana (Tulpenkanzel) z początków XVI wieku, jak i oczywiście organy Silbermanna, uznawane za jeden z najlepszych tego typu instrumentów na świecie. Piękne są również pomniki nagrobne elektorów saskich w prezbiterium, jak i rzeźby Panien Mądrych i Głupich oraz apostołów. Mnie zatrzymała na dłużej pieta i smutek kobiety trzymającej Zmarłego w ramionach – obydwoje nie skrywają swojego cierpienia...
Obok kościoła odkryjemy na dolnym rynku Muzeum Miasta i Górnictwa w byłym domu kanonicznym z 1485 roku i kolejne urocze zaułki, malutkie, stare kamienice, architektoniczne detale. Na rynku górnym straży pilnuje sam Otton Bogaty, który swoją ciemną i ponurą figurą doskonale dopasowuje się do atmosfery dnia. Ratusz z 1410 roku rozbrzmiewa dwa razy dziennie starą niemiecką górniczą pieśnią (do dziś wciąż śpiewaną) Steigerlied „Glück auf, Glück auf, der Steiger kommt” wygrywaną dzwonkami z miśnieńskiej porcelany. A ze ściany spogląda trwożnie zbój Kunz von Kauffungen, którego obcięta głowa miała potoczyć się na to miejsce, na które skierowane jest jego spojrzenie, oznaczone kamieniem bazaltowym (dziś pod śniegiem niewidocznym). Kunz porwał książęcych synów, niestety, doskonały plan wzbogacenia się w ten zbójecki sposób zupełnie się nie powiódł.
A Freiberg kryje jeszcze jedną niesłychaną tajemnicę – istniejący od 1791 roku najstarszy miejski teatr świata działający do dziś. Sztuka w mieszczańskich murach, które dosyć szybko po otwarciu odsprzedano miastu, gdy okazało się, że inwestycja nie przynosiła oczekiwanych dobrych dochodów. Miasto zostało wierne instytucji w różnych jego momentach, tych lepszych, ale i gorszych, do dziś.
Idąc przez park Alberta odkrywamy fragmenty murów miejskich, których miało przecież nie być. Freiberg pozostał za nami i zostawił dziwny smak zaciekawienia, ale i oczarowania – tyle cennych informacji, wyjątkowych wydarzeń i światowych rekordów. Wraz z zamknięciem kopalń i komunistycznego kombinatu Freiberg zastygł w stagnacji nie tylko materialnej, ale i mentalnej. Zasłynął na moment z brudnych protestów przeciwko udzieleniu schronienia uchodźcom i znieruchomiał na nowo w trosce o świetlaną, jakże inną od tej ostatnich 800 lat, przyszłość. Oczarowanie wynika z braku rozgłosu, chociaż tli się myśl, że takie ukryte perełki właśnie tym faktem zakrycia są jeszcze piękniejsze i cenniejsze. Zadeptane przez tysiące turystycznych stóp rodziłyby rozdrażnienie.
Srebro, które wciąż błyszczy. Jeden dzień roziskrzony jego blaskiem.