Prawie 500 lat własności to jest coś!
Gdy rycerz Hennig von Rostock w 1275 roku otrzymuje domenę w lennie od księcia Mikołaja von Werle-Güstrow nazywa ją Villa Rostock. Jej nazwa zmienia się w następnych latach na Vulen Rostke, by w końcu pozostać przy Faulenrost, a od 1494 nieprzerwanie aż do roku 1933 należeć do rodziny von Hahn. W 1760 roku Claus Ludwig Graf von Hahn rozpoczyna budowę kompleksu pałacowo-gospodarczego, której ze względu na ...głęboką melancholię nie udaje mu się dokończyć. Jego następca,
Friedrich II von Hahn (za chwilę, a właściwie za parę kilometrów, poznamy go lepiej) kończy dzieła i Faulenrost staje się dumnym posiadaczem świetnie się prezentującego obszaru dworskiego. Jeszcze dziś czuć ten rozmach, przestrzeń pomiędzy budynkami wjazdowymi jest wymowna i pozostawia ogromne pole do wyobraźni.
Finansowe problemy Septimusa Grafa von Hahn zmuszają do radykalnej acz, z perspektywy znanej nam czytelnikom przyszłości, dobrej (przynajmniej jeden arystokrata otrzymał za swoje dobra zapłatę) decyzji i sprzedaje cały dwór berlińskiej spółce, która sprowadza tutaj nowych rolników z … Wirtembergii. Pałac sprzedano gminie, służył jako obóz dla pracownic i lokal dla miejscowych nazistów. Salę balową do 1938 roku mieszkańcy wioski użytkowali jako...kościół, potem została i ona przejęta w szpony nieludzkiej ideologii. Po wybuchu II wojny światowej internowano tutaj polskich więźniów, a przy jej końcu chronili się w budynkach uchodźcy i przesiedleńcy. Gdy sześcioletnia bezwzględna zawierucha przeminęła, socjalistycznie udostępniono kompleks wszystkim. Część oddano na mieszkania, utworzono też przedszkole i szkołę.
A 13 stycznia 1969 roku rozprzestrzenił się w pałacu...pożar. To, co zostało z pożogi rozebrano zapewne z pieśnią socjalistycznej ideologii na ustach.
Obserwując przestrzeń pomiędzy budynkami wjazdowymi i łudząc się przez pierwszą krótką chwilę wizją wyjątkowo boleśnie brakującego pałacu robi mi się smutno. Mógłby sobie tutaj być i zdobić świat tamtym rozmachem, opowiadać o melancholii swojego twórcy, czy astronomicznych marzeniach jego następcy. Szeptać plotki o na pewno dziejących się między uchodźcami romansach, czy łkać po polsku wraz z wojennymi więźniami tracącymi nadzieję. Albo śmiać się z dziecięcych psikusów czy szelmowskich zabaw uczniów. A jednak go nie ma. Oddany w nieprawidłowe ręce, pokonany jedną niesforną i bezwzględną ideologią. Bardzo mi go żal...