Gdy w 1849 królowa Wiktoria przybyła do Cove ku jej czci przemianowano miasteczko na Queenstown, by jego nazwę ponownie zmienić po utworzeniu republiki irlandzkiej w 1921 roku na galijski wariant Cobh.
Jesteśmy tego miejsca bardzo ciekawi, gdyż miasto z ogromnym, naturalnym portem było niemym świadkiem ogromnej fali emigracyjnej. Właśnie stąd miało wypłynąć w świat na przestrzeni lat 1815-1970 w ucieczce przed nędzą i głodem około 3 milionów Irlandczyków.
Oprócz ludzi odpłynął stąd w 1838 roku na pierwszy transatlantycki rejs parowiec Sirius.
I to właśnie tutaj zatrzymał się po raz ostatni Titanic zabierając pasażerów w śmiertelną podróż.
A w 1915 roku po storpedowaniu przez Niemców statku Lusitania sprowadzono tutaj uratowanych i zmarłych pasażerów, a Amerykanie w wyniku tego tragicznego wydarzenia włączyli się do I wojny światowej.
W Cove powstał w 1720 roku pierwszy na świecie klub jachtowy Royal Cork Yacht Club i tutaj znajduje się ogromna jak na miasteczko katedra św. Kolmana, która powstała dzięki wielu Irlandczykom osiadłym w Australii czy Ameryce. Pewnie dla wielu z nich Cobh było ostatnim irlandzkim miejsce, które w swoim życiu widzieli.
I do tej właśnie katedry kierujemy pierwsze kroki tego wieczora. Po zakwaterowaniu w przyjemnym hotelowym apartamencie z pięknym widokiem na zatokę decydujemy się pójść właśnie do tego symbolicznego miejsca w Cobh. Ogromna świątynia dominuje krajobraz i pochyla się nad tragicznym losem ludzi spod jej stóp w świat wypływających. Nie wszystkim udało się dotrzeć do wybranego miejsca, nie wszystkim powiodło się na emigracji. Ci jednak, którym się udało, dali wyraz przywiązania do ziemi, choć surowej i siermiężnej, ale jednak ojczystej. Wyraz potężny, dramatyczny nawet, w dodatku znajduje się w nim największy carillon w Irlandii mający cztery oktawy, czyli składający się z 47 dzwonów. Największy z nim waży 3,4 tony. Carillon rozbrzmiewa w każdą niedzielę o 16.30 od maja do września.
Wszędobylskie emblematy Titanica i czającą się za tym melancholię zostawiamy na następny dzień, napawając się magią uroczego i ciepłego wieczora. Okazało się to być słuszną decyzją. Już jutro dane nam będzie poczuć morską atmosferę w strugach deszczu. Jednak jeszcze jest dzisiaj i jeszcze świeci słońce – jakby świat, a my razem z nim, nigdy miał nie przeminąć. Jakże złudne i mamiące wrażenie.