Słońce razi mocno w oczy. Cała okolica zdaje się być wycięta ze śródziemnomorskich okolic i wstawiona tutaj, jak świetnie dopasowana część układanki. Zielono, na horyzoncie wspaniale pofałdowany krajobraz, błękitna morska przestrzeń i strzeliste palmy. W dodatku jest kolorowo od wszędobylskich fuksji. Gdy podjeżdżamy do Bantry House nie spodziewamy się takiej feerii bogactwa. Nie tylko natura skupiła się tutaj jak w diamentowym oczku bujnością i różnorodnością, ale i sam szlachecki dom pełen jest najprzedniejszych eksponatów wytwornej kolekcji. Podłoga w holu wyłożona jest mozaikami z Pompei, na ścianach wiszą francuskie i flamandzkie gobeliny, w kolejnych pomieszczeniach znajdziemy japońskie skrzynie i rosyjskie ikony, żyrandole z Waterford i stare angielskie meble. A z okien na piętrze ujrzymy wspaniały widok na zatokę z jednej strony, z drugiej na symetryczny ogród w stylu włoskim. Po wyjściu z muzeum można się trochę zagubić w labiryntach jego ścieżek, wspiąć na schody, by podziwiać dom w niego wkomponowany i odkryć wystawę w byłych stajniach poświęconą nieudanej odsieczy/inwazji francuskiej armii z 1796 roku. 14-tysięczny korpus wojskowy zmierzał na pomoc irlandzkim rewolucjonistom, którzy pod dowództwem Theobalda Wolfe Tone walczyli o niezależność od Anglii. Francuska flota została rozdzielona na skutek złych warunków pogodowych. Z 43 statków 27 w ogóle nie dotarło do celu, reszcie udało się wprawdzie dotrzeć do Bantry Bay, jednak nie zdołały nawet zacumować i po sześciu dniach musiały odpłynąć. Jeden okręt „La Surveillante” miał zostać zatopiony przez własną załogę i spoczywa na dnie zatoki. I to właśnie właściciel Bantry House, Richard White, zorganizował obronę i zawiadomił o nadciągającym francuskim niebezpieczeństwie angielskie wojska w Cork. W zamian za bohaterskie zaangażowanie został nadany mu szlachecki tytuł Earl of Bantry, a jego posiadłość jest dziś główną atrakcją okolicy.
Dom z kolekcją skarbów i końskie stajnie ku pamięci wydarzeń z końca XVIII wieku na dziś w pełni irlandzkiej ziemi.
Wspomnienie podobnej przewrotności, jak i powtórkę dziejów znajdziemy w centrum cichego i dziś spokojnego miasteczka Bantry, którego centrum stanowi Wolf Tone Square z jego postacią po jednej stronie i figurą świętego Brendana Żeglarza po drugiej. Ta ostatnia została ufundowana przez koncern naftowy Gulf Oil, który na małej wyspie Whiddy w zatoce Bantry miała swój terminal naftowy. 8 stycznia 1979 roku jeden z francuskich zbiornikowców „Betelgeuse”, na którym znajdowało się 40 tysięcy litrów ropy naftowej, wybuchł na skutek zaniedbań załogi i rozpadając się na trzy części pochłonął jej 42 członków, pięciu pracowników terminalu i jednego posłańca. Cały ładunek wypłynął do zatoki. Ten wrak jednak został rok później wydobyty przez holenderską firmę i zezłomowany w Hiszpanii. I tak historia zatoczyła swoje koło, a dwóch wcale nieznających się panów – ten święty i ten o wolność Irlandii walczący, patrzą dziś na siebie tuż przy brzegach zatoki, która tak łatwo unicestwiła francuski powiew historii.