Geoblog.pl    mamaMa    Podróże    Jestem w podróży...choćby tylko w głowie 2018    Eden, Marlena, Christiane F. i Anastazja nie pomijąc Gustawa
Zwiń mapę
2018
27
sty

Eden, Marlena, Christiane F. i Anastazja nie pomijąc Gustawa

 
Niemcy
Niemcy, Tiergarten
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 286 km
 
Chociaż to styczeń Mikołaj wciąż jeszcze grasuje po Berlinie Zachodnim. Savignplatz był kiedyś, jeszcze przed upadkiem berlińskiego muru, tym miejscem, gdzie spotykała się śmietanka wolnego miasta. Dzisiaj wszystko się rozpłynęło, rozlało i przesunęło, a Mikołaj jakby chciał znów nadać ważności swoim vipowskim wystąpieniem. Do tego feerią barw upiększają styczniowe szarości owoce i warzywa wystawione na chodniku przed jedną z restauracji. Eksperyment się nie udał. Idziemy dalej.

Odkąd mieszkam w Berlinie to zawsze, gdy przejeżdżam, przechodzę, bądź jestem na dworcu Berlin Zoo, myślę o niej. Christiane F. Współautorka książki „My, dzieci z dworca Zoo”, najsłynniejsza narkomanka Niemiec, a może i świata. Za chwilę ją spotkamy, nie na dworcu, ale w miejscu, gdzie zaczęła się jej trudna droga uzależnienia.

Póki co docieramy do Olof-Palme-Platz, ruchliwego skrzyżowania z wejściem do znanego turystom Aquarium, gdzie naszym oczom ukazuje się plac budowy. Wyburzany dom, koparka i zakrywający wszystko płot. Tutaj kiedyś przebiegał słynny Kudamm z numerem 246/247, potem przemianowano ulicę na Budapester Straße z numerem 18. Przed wojną znajdował się w tym miejscu słynny hotel Eden z najelegantszym barem w mieście, w którym przesiadywały takie sławy jak Heinrich Mann, Gustav Gründgerns, Erich Maria Remarque, Wilhelm Herzog czy sama Marlene Dietrich. Popołudniowa herbatka o 17-tej była legendarna, podobnie jak koncerty krajowych i zagranicznych orkiestr tanecznych. Na ostatnim piętrze hotelu goście grali w golfa – nie tylko ostatni krzyk mody, ale szyk i światowość. Niestety, pośród tej towarzyskiej śmietanki i luksusów wystroju rozegrała się tutaj nie tylko ogromna tragedia, ale pokazała krwista, podstępna twarz człowieka. 15 stycznia 1919 roku siłą, szykanami i przemocą sprowadzono do Edenu dwóch rewolucjonistów – Różę Luxemburg i Karla Liebknechta. 48-letniego Karla przywieziono do hotelu, przy wyprowadzaniu został opluty, obrzucony wyzwiskami i bity przez gości. W czekającym samochodzie uderzony kolbą, zawieziony został do pobliskiego Tiergarten, gdzie w nieoświetlonym miejscu, pod pozorem samochodowej usterki, wyciągnięty z pojazdu i zabity strzałami czterech uczestników od tyłu. Ciało zostało odtransportowane do punktu pierwszej pomocy znajdującego się naprzeciwko hotelu Eden jako nieznane zwłoki. Około pół godziny później 48-letnią Różę przesłuchano traktując torturami, a komendant Gwardyjskiej Dywizji Strzelców Konnych (która tłumiła powstanie Związku Spartakusa, marksistowskiego ruchu rewolucyjnego) niejaki Waldemar Pabst podjął decyzję o usunięciu wroga. Kobietę przy wyprowadzaniu z hotelu uderzono dwa razy kolbą w głowę od czego straciła przytomność, wrzucono do czekającego samochodu, gdzie została zastrzelona, a jej ciało wrzucono do Landwehrkanal i odnaleziono dopiero pierwszego lipca. W prasie ukazał się komunikat, że Liebknecht został zastrzelony w czasie ucieczki, a Luxemburg stratowana przez tłum. Sam hotel zniszczony w czasie II wojny światowej został wyburzony. Poza pamięcią i starymi zdjęciami nie został po nim żaden ślad.

W dalszą berlińską wędrówkę zabieramy z hotelu ze sobą Marlenę Dietrich. Towarzyszy nam jako nastolatka zafascynowana gwiazdą niemieckiego kina niemego Henny Porten. Uwielbienie dla pięknej aktorki okazuje oglądaniem każdego filmu z jej udziałem, fotografiami idolki, którymi się otacza, zbieraniem posterów i haftowaniem poduszki, którą pragnie podarować idolce. Schowana za słupem z ogłoszeniami wystaje godzinami pod willą, w której artystka przebywa. Gdy ta w końcu wychodzi, dobiega do niej i mamrocząc „Guten Tag, proszę” ucieka zawstydzona. Gdy 7 stycznia Henny obchodzi urodziny, Marlena pod jej balkonem wygrywa na skrzypcach "Serenadę anioła" Bragi. Porten poruszona zaprasza zmarzniętą dziewczynkę na filiżankę kakao, a ta nie wydobywa z siebie żadnego słowa. Marlena nigdy nie przestała aktorki wielbić, zawsze siedziała w pierwszym rzędzie na premierach jej filmów, a gdy w jednym z nich rozpoznała pośród rekwizytów swoją wyhaftowaną poduszkę, którą przed laty ofiarowała artystce, ze wzruszenia od razu sięgnęła po skrzypce.
Przy Kurfürstenstraße 58 stoimy razem z Marlene również w styczniu pod balkonem owej słynnej willi. Krąży wokół niej dużo legend, że należała właśnie do Henny Porter, którą miał podarować jej Goebbels, że znajdowało się tutaj kasyno dla nazistowskich oficerów, które miało ekskluzywne i bezpośrednie połączenie z bunkrem samego führera. Tak naprawdę w żadnym spisie mieszkańców Henny nie figuruje jako tutaj zameldowana, a istnienia kasyna w ogóle nie da się udowodnić. Wiadomo, że willa powstała na zlecenie fabrykanta maszyn do szycia Gustava Rossmanna w 1878 roku, a w tętniących towarzyskim i kulturalnym życiem latach 20-tych minionego wieku została zakupiona przez żydowskiego bankiera Georga Blumenfelda. W znajdującym się tutaj tajnym klubie spotykał się crème de la crème Republiki Weimarskiej – arystokraci, fabrykanci, adwokaci i gwiazdy w smokingach, eleganckich sukniach przy szampanie i kawiorze.
Gdy naziści przejęli w Niemczech władzę, zamknęli klub w 1933 roku, urządzając w pomieszczeniach obiektu nazistowski urząd, a w 1939 roku pozbawili małżeństwo Blumenfeld praw własności. Ci zdesperowani popełnili samobójstwo.
Willa ocalała w czasie II wojny, po której jednak niszczała i dopiero w 1979 roku Austriaczka Uschi Bachauer kupiła obiekt i otworzyła w nim istniejącą do dziś kawiarnię w stylu wiedeńskim – Cafe Einstein – „symbiozę jabłkowego strudla i awangardy”, słynne miejsce spotkań berlińskiej sceny artystycznej.

Idąc dalej mijamy i zaglądamy do małego brzozowego lasku za białą siatką. Miejsce wygląda na nie tylko opuszczone, ale i zapuszczone, pełne śmieci nosi ślady imprez z muzyką i światłami urządzanych na świeżym powietrzu. Jakiś barak z tyłu, być może wciąż użytkowany przez bezdomnych, leżak w granatowe pasy nie zachęcający do wypoczynku i pogubione ubrania. Niewiarygodny widok w dobie pochłaniania każdej berlińskiej wolnej przestrzeni na budowę luksusowych obiektów mieszkalnych.

Kościół Dwunastu Apostołów znajdujący się przy skrzyżowaniu Genthiner Straße z Kurfürstenstraße widział niejedno. Położony pomiędzy uliczną prostytucją przy Kurfürstanstraße a tęczową dzielnicą w tej części Schönebergu miał w latach 70-tych i 80-tych przed sobą najnowocześniejszą dyskotekę Europy – Sound. Lasery, maszyny do wytwarzania mgły, profesjonalne urządzenia wideo. Jako bilet dostawało się stempel na rękę widoczny tylko w specjalnym świetle. Można było tutaj nie tylko tańczyć, ale i robić z tego filmiki w specjalnych pomieszczeniach, jak i nagrywać graną właśnie przez DJ-a muzykę. Dyskoteka miała również małe kino, w którym wyświetlano nie tylko współczesne filmy, ale i klasykę. Obok goście oglądali program telewizyjny na specjalnych monitorach. Za skromną opłatą istniała możliwość wypożyczenia słuchawek. Pomyślano również o zmęczeniu – w osobnych pokojach można było napić się albo herbaty albo wina, a w bistrze przekąsić coś małego bądź zafundować sobie normalny obiad. W całym Zachodnim Berlinie wisiały plakaty reklamujące dyskotekę – uchylone czerwone usta, z których promieniowały kolory tęczy.

Pamiętacie Christianę F., tę, o której zawsze myślę widząc dworzec kolejowy ZOO, współautorkę książki „My, dzieci z dworca ZOO”, najsłynniejszą narkomankę Niemiec? Tak opisywała tę dyskotekę:
„Jednak miałam jakiś nowy cel. Nazywał się Sound. Sound to była dyskoteka przy Genthiner Strasse w dzielnicy Tiergarten. Całe miasto było oblepione plakatami: Sound-najnowocześniejsza dyskoteka Europy (…) Tylko że tam wpuszczali dopiero od 16 lat. A ja skończyłam dopiero 13. (…) Poszliśmy do Soundu. Kiedy znalazłam się w środku, to myślałam, że mnie trafi. Ta buda nie miała nic wspólnego z tym, co sobie wyobrażałam. „Najnowocześniejsza dyskoteka Europy” to była piwnica z bardzo niskim sufitem. Było głośno i brudno. Na parkiecie każdy skakał sam dla siebie. Nie było w ogóle żadnego kontaktu między tymi ludźmi. Było niesamowicie duszno. Od czasu do czasu zastałe powietrze rozgarniał na chwilę wentylator” („My, dzieci z dworca ZOO Christiane F”, wydawnictwo Iskry Warszawa 1993).

W dyskotece handlowano narkotykami. Christiane F. na miesiąc przed swoimi 14 urodzinami 18 kwietnia 1976 roku w czasie berlińskiego koncert Davida Bowie zażyła po raz pierwszy (wciągając przez nos) heroinę. Potem była stałą bywalczynią Soundu, pomimo złego pierwszego wrażenia. Zaopatrywała się tutaj w narkotyki, a na pobliskim dworcu ZOO i przy Kurfürstenstraße prostytuowała, by zdobyć na nie pieniądze. Trzeba jednak przyznać, że można znaleźć wiele pozytywnych relacji o dyskotece – ci, którzy przychodzili tutaj potańczyć, często uważali ją za najlepsze tego typu miejsce na mieście.

A wiecie jakie była dalsze koleje życia Christiany F.? Christiane Felscherinow zarobiła na swojej książce i później powstałym filmie prawie milion marek, które dobrze zainwestowała. W latach 1981-1983 była piosenkarką i aktorką, jesienią 1983 jeździła z tournée po Ameryce, mając przy sobie nagranie piosenki Neny „99 Luftballons”, która szybko stała się hitem...na całym świecie. W latach 1987-1993 żyła w Grecji, w 1996 urodziła syna, z którym mieszkała pod Berlinem. Po wizycie w Amsterdamie prasa pisała o powrocie do heroiny i niemiecki urząd do spraw młodzieży (słynny Jugendamt) odebrał jej w 2008 roku dziecko, jak i prawa rodzicielskie, które odzyskała dwa lata później. Postanowili jednak wspólnie, że chłopiec zostanie w rodzinie zastępczej i skończy szkołę. W październiku 2013 roku wydała drugą książkę, autobiografię pt.:”Christiane F.- moje drugie życie”. Wciąż żyje z tantiemów i zażywa opioid metadon. 20 maja skończyła 56 lat.

Po Soundzie nie ma dzisiaj śladu. Dyskoteka istniała do końca 1987 roku, do podpalenia i całkowitego zniszczenia. Miała swoich zwolenników, ale i przeciwników. Najsłynniejsza historia to ta o ochroniarzu, któremu pewnej nocy zamurowano drzwi mieszkania na czwartym piętrze cegłami i szybko schnącym cementem. Bywali tutaj Mick Jagger i David Bowie. Dzisiaj jest szaro i bez wyrazu.

Mijając willę ze zwariowanym alfabetem docieramy do Landwehrkanal (ten sam, do którego wrzucono zwłoki Róży Luxemburg), do mostu Bendler (Bendlerbrücke).
Tutaj 17 lutego 1920 roku próbowała popełnić samobójstw pewna kobieta. Uratowana przez policjanta i przewieziona do szpitala odmawiała podania swojego nazwiska. Pytana o rodzinę bądź pochodzenie naciągała sobie kołdrę na głowę i odwracała do ściany. Po paru tygodniach została przewieziona do szpitala psychiatrycznego Dalldorf jako „panna nieznana”. Z czasem nabrała zaufania do jednej z pielęgniarek i opowiedziała jej swą historię. Jest Anastazją Romanową, córką cara Mikołaja II i przeżyła jako jedyna krwawą noc w Jekaterynburgu w lipcu 1918 roku. Dlatego nikt nie może wiedzieć, kim ona jest, bardzo boi się sowieckich prześladowców. Po masakrze na jej rodzinie została przez jednego z żołnierzy wywieziona do Rumunii, gdzie wyszła za mąż w Bukareszcie i urodziła dziecko. Jej mąż został jednak zastrzelony, a ona sama uciekła ze szwagrem do Berlina, gdzie go zgubiła i zdesperowana, bez pieniędzy i dokumentów, w lęku przed prześladowcami z Rosji, postanowiła popełnić samobójstwo. Historia podbiła szybko świat, który podzielił się na jej zwolenników i przeciwników. Ona sama była arogancka i agresywna, w czym zupełnie niepodobna do carskiej córki, nie mówiła po rosyjsku, choć miała ten język rozumieć, ani też po francusku czy angielsku, którymi carskie dzieci się posługiwały. W latach 30-tych XX wieku wszczęto postępowanie sądowe w celu ustalenia jej tożsamości i uznano ją za oszustkę, choć wciąż istniały pewne niejasności. W 1968 roku wyszła za milionera Johna Manahana, a światu znana była jako Anna Anderson. Zmarła w 1984 roku. W 1986 roku powstał film oparty na jej losach pt. „Anastazja: Tajemnica Anny” (rol tytułową grała Amy Irwing), wcześniej, bo w roku 1954 sztuka teatralna, a w 1956 roku ukazał się film „Anastazja” z Ingrid Bergman. I dopiero 5 października 1994 świat poznał prawdę o kobiecie. Tego dnia ogłoszono wyniki badań genetycznych, które były jednoznaczne. Anna Anderson-Manahan nie była carską córką, ale robotnicą fabryczną spod Gdańska, Polką, Franciszką Szankowską.

Na drugim moście znajdującym się niedaleko, moście poczdamskim (Potsdamer Brücke), skąd widać Nową Galerię Narodową, zapewne niewielu turystów dostrzeże … czarną oponę tkwiącą w balustradzie. Trzeba przyznać, że trudno ją zauważyć w miejscu, gdzie wszyscy się spieszą, sygnalizacja świetlna, płynny i wartki samochodowy ruch, a turystyczne atrakcje niemieckiej stolicy na wyciągnięcie ręki. I taki chyba był zamiar artysty Norberta Radermachera, który na wystawę „1945-1985, sztuka w Niemczech Zachodnich” właśnie tę oponę wymyślił i bez oficjalnego pozwolenia na tym moście zainstalował. Trudno sobie wyobrazić jak. Z brązu, niedająca się przesunąć, jest dla każdego, kto ją zauważy zaskoczeniem. I taki człowiek się w tym pędzie zatrzyma. Rozejrzy. Zastanowi. I otrząśnie. I być może dostrzeże na środku ruchliwej czteropasmowej ulicy pomnik Gustava Hartmanna zwanego żelaznym Gustawem. Zatroskany o los dorożkarzy wyruszył 2 kwietnia 1928 roku własną dorożką zaprzężoną w konia Grasmusa w towarzystwie dziennikarza Hansa Hermann Theobalda do Paryża w ramach protestu przeciwko zanikaniu dorożkarstwa na skutek podbijających rynek samochodów. Do Paryża dotarł 4 czerwca 1928 roku pokonując ponad 1000 km, a do Berlina wrócił w ten sam sposób 12 września 1928 roku witany przez parotysięczny tłum. Przyznaję szczerze, że to jakiś paradoks i dziwaczny pomysł fundatorów, by postawić właśnie na środkowym pasie skrzyżowania dwóch niezmiernie ruchliwych berlińskich ulic temu człowiekowi pomnik. A może nie? Podobno żelazny Gustaw był właścicielem...taksówki!
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (26)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (5)
DODAJ KOMENTARZ
danach
danach - 2018-06-04 11:33
Ależ tu historii, jedna lepsza od drugiej dzieki za pokazanie ciekawego Berlina i okolic :)
 
zula
zula - 2018-06-06 17:47
Czytam wielokrotnie ten wpis i chciałaby coś "mądrego" napisać i ...nie potrafię ...
 
mamaMa
mamaMa - 2018-06-06 21:57
Malgosiu, a co tu madrego pisac - miasto naszpikowane historiami;-)
 
marianka
marianka - 2018-06-13 13:54
Jej, ile historii! Fascynujący zbiór!

Co za kobiety! Przebiegła Franciszka (no, trzeba przyznać, fantazja ułańska), Christiana, której książka na nastoletniej mnie zrobiła piorunujące wrażenie i Róża Luksemburg tak okrutnie potraktowana przez sobie współczesnych i aktualną historię. Oj, dał ten wpis mi bardzo do myślenia!
 
mamaMa
mamaMa - 2018-06-13 17:34
marianko, nawet nie wiesz, jak sie ciesze:-)
 
 
mamaMa
Anna M
zwiedziła 18.5% świata (37 państw)
Zasoby: 1439 wpisów1439 5600 komentarzy5600 22832 zdjęcia22832 1 plik multimedialny1