Urodziła się na świecie, na którym mało jest sprawiedliwości, pokory, wybaczania. Wyczekiwana przez rodziców padła ofiarą pychy i zapewne osobistych problemów … wróżki. Tej trzynastej, jak na pechową liczbę przystało. Obrażona za brak zaproszenia na uroczystość chrzcin rzuciła klątwę zupełnie nie oglądając się ani na jej sens, ani na konsekwencje, które poniesie dziecko. Już nigdy potem się nie pokazała, ale królewna nie miała szans uciec przed wyrokiem. I gdy ukłuła się wrzecionem mając 16 lat - zasnęła. Jedna z dwunastu innych wróżek złagodziła zły czar i ograniczyła wieczny sen do stu lat. Sto lat na zamku w towarzystwie uśpionej całej królewskiej rodziny, jak i dworu. Wszystko dziczało i się rozrastało. Pochłaniało swoimi natury mackami każdy skrawek ludzkiej posiadłości. Szczególnie różane krzaki szczelnie oplotły mury i rozpyliły mdły zapach ni to życia ni śmierci.
Wszyscy wiemy, że śpiącą królewnę pocałował po stu latach królewicz przybyły na koniu. I obudził. I żyli długo, choć może nie zawsze szczęśliwie (mieli podobno złą teściową, ale to już inna historia). Może jednak nie wszyscy wiemy, że bajkę tę opowiedziała braciom Grimm jedna z czterech bajarek pochodzenia francuskiego Marie Hassenpflug, której hugenoccy przodkowie wygnani z Francji w XVII wieku osiedlili się w Niemczech. Opowiedziała to, co od nich słyszała, tych przepędzonych, baśń Charles'a Perraulta z 1697 roku, która z kolei opiera się częściowo na włoskiej baśni autorstwa Giambattisty Basilego z 1634 roku. U braci Grimm wróżek jest 12 z 13 złą, u Perraulta 7 z 8-ą.
A czy ktoś wie, że istnieje ów zamek, gdzie królewna przespała klątwy czas? Zamek potężny, górujący nad okolicą, który po niszczycielskim ataku wojsk Tilly'ego w 1628 roku naprawdę popadł w ruiny śpiączkę, dziko i romantycznie dla okolicznych mieszkańców, a do tego posiadał już w 1571 roku na pięć kilometrów długi i trzy metry wysoki ciernisty żywopłot.
Zamczysko wybudowano w 1334 roku pod nazwą Zappenburg jako schronienie dla zmierzających do Gottsbüren pielgrzymów. Podobno w 1330 roku znaleziono tam krwawiącą hostię, bądź zwłoki mężczyzny z ranami Chrystusa. Zabrzęczały kościelne kasy i mogunccy biskupi szczodrze zdążającym do cudu zewsząd ludziom ów zamek zafundowali. Gdy pątników ścieżki skierowały się w inne strony landgraf Wilhelm I urządził sobie wspaniały pałac myśliwski, w którym miano bawić się na wyśmienitych i bogatych przyjęciach. Do tego celu od 1508 roku rozpoczęły się prace nad palatium zakończone dopiero za życia jego wnuka Filipa I w 1519 roku. Od 1582 roku zamek nazywany jest Sababurg.
A od 1957 roku znajduje się w rękach rodziny Koseck, której i najstarsi i młodsi przedstawiciele prowadzą znajdujące się tutaj hotel i restaurację. Serwowane są róże – w różanych kieliszkach różany napój z płatkiem tego wyjątkowego kwiatu, różana konfitura i taka sama nalewka. Nie pasuje ten smak zupełnie do wnętrza, które zachowało raczej myśliwski, rustykalny styl. Z zamku można podziwiać zatopioną we mgle okolicę. U jego stóp morze lasów i jeden z pierwszych ogrodów zoologicznych Europy założony w 1571 roku przez landgrafa Wilhelma IV kiedyś Thiergarten Sababurg, dziś Tierpark Sababurg. Z takimi widokami i taką romantyczną historią niejedna zakochana para postanawia zawrzeć na zamku ślub. Właśnie tutaj otwarto w 1987 roku po raz pierwszy w Niemczech salę ślubów, pierwszą taką w kraju nie znajdującą się w ratuszu. Po akcie odwagi można albo udać się do gastronomicznej części obiektu albo do teatru, który prężnie i kreatywnie działa. Urządzane są wieczory bajek opowiadane przez seniora rodu (notabene pochodzącego wraz z żoną z Królewca), jaki i wycieczki po starych murach, również po zapadnięciu zmroku. I kto wie, czy królewna wciąż jeszcze tutaj nie śpi. Nocą słychać od czasu do czasu jakby spokojny jej oddech. A może to ósma bądź trzynasta wróżka wypowiada nowe zaklęcia?