Wiosna złapana za nogi, cytrynowo-pomarańczowa z lekkim powiewem chłodnego wiatru.
Milazzo nie cieszy się zbyt szeroką sławą wśród podróżników. Rafineria naftowa straszy przejeżdżającego, który, jeśli w tym kierunku zdąża, to tylko po to, by wsiąść na prom wywożący go na Wyspy Liparyjskie. A szkoda trochę, gdyż w Milazzo można spotkać Sycylię pierwotną, dotknąć niemalże nieba i spojrzeć na niezwykłe piękne ukształtowanie terenu tej największej śródziemnomorskiej wyspy. Najlepiej z zamczyska, którego ruiny dominują i upiększają i tak urodziwe wybrzeże. Zamek powstał na ruinach greckiej świątyni, po której istniała tutaj cytadela najpierw arabska, później normańska. Cesarz Fryderyk II Sycylijski na nich wybudował w 1239 roku stojący do dziś zamek, z katedrą i ratuszem, których budynki wciąż zachwycają. Za pięć euro można zajrzeć wszędzie na własną rękę i przekonać na własnej skórze, że ruiny żyją wciąż tajemniczym życiem i służą murami za schronienie niezliczonym gołębiom. Ciemne zakamarki, niezbyt pieczołowicie zabezpieczone, zarośnięte ścieżki, mnóstwo rozmarynu i kwiecia wiosennego, a po drodze na zamek ogród, w którym zatopione są rzymskie fundamenty. Im wyżej tym ciekawiej. Widoki na zatokę i port oraz Wyspy Liparyjskie , zachodzące słońce.
Z budynku pomiędzy katedrą a zamkiem dobiega dramatyczny głos. Zaglądamy do środka. Mężczyzna stoi na małej scenie i po włosku wyraża żal i rozpacz. Na widowni dwie dorosłe osoby, a wokół mnóstwo przerażających masek. Gdy kończy się spektakl i owe dwie osoby wychodzą, mężczyzna wychodzi nam naprzeciw. Przynosi ze sobą przeszłość Sycylii i jej rozdarcie. Opowiada o trzech kolumnach zatopionych w morzu, na których wyspa jest wsparta, o korzeniach greckich, rzymsko-europejskich i arabskich. Wpływały i wciąż wpływają na jej rozwój. A jednocześnie … ów mężczyzna wie, że zanim do tych wpływów doszło, Sycylia miała swoją kulturę. Niepowtarzalną. Gdyby nie jej położenie – blisko Afryki (140 km), jeszcze bliżej Włoch (3 km), urodzajna ziemia i łagodny klimat, być może byłaby w stanie oprzeć się najeźdźcom. A tak pozostał ten symbol – głowa z trzema nogami symbolizującymi zamierzchły i zapomniany czas. I ten mężczyzna opowiadający sycylijskie historie. I to jak! Zaprasza nas na widownię, wkłada jakieś instrumenty sobie do buzi, nam do rąk i dyryguje amatorską orkiestrą przybyszy, grając jednocześnie rzewnie, z werwą, porywająco i odstraszająco. Opowiada śpiewnie o trzech morzach (Tyrreńskim, Jońskim i Libijskim), o ich bogach, o walce, życiu i przetrwaniu. Jesteśmy poruszeni. Sycylia przywitała nas spektakularnie.