128 osób mogło przebywać tutaj w całkowitej hermetyczności przez 24 godziny.
Na piętrze znajdowały się techniczne maszyny i wentylatory powietrza oraz filtry. Kuchnia z jadalnią, punkt medyczny i wody pitnej, pomieszczenia wypoczynkowe, jak i biura informacyjno-telekomunikacyjne.
Piętro niższe zajęte było przez komputery, systemy awaryjne, elektrownię i centralę dowodzenia.
4000 m² powierzchni.
Podłoga na sprężynach, które od czasu do czasu czyścili więźniowie skazani za zabójstwa czy gwałty.
Zbiornik wodny o pojemności 100 m³ , paliwa 64 000 litrów.
Prąd, powietrze, grube mury.
Schron, który miał chronić przed bombami niszczącymi beton do 1000 kg.
Doskonale zorganizowany, samowystarczalny. Na chwilę.
Nie wiem, co mieli by robić ludzie, którzy się w nim schowali, po ataku nuklearnym. 24 godziny całkowitej hermetyczności są jak wyrok w zawieszeniu. Trzeba wyjść do świata, w którym nie ma życia, a jest promieniowanie. Po co się chować?
Bunkier w Garzau wybudowało wschodnioniemieckie Ministerstwo Obrony Narodowej w latach 1972-75, a rozpoczął działalność 1 października 1976 roku. Pewnie bez pompy. Wyposażony w Jednolity System Maszyn Cyfrowych czyli system komputerowy opracowany i produkowany przez kraje Rady Wzajemnej Pomocy Gospodarczej (RWPG) był centrum organizacyjno-obliczeniowym Narodowej Armii Ludowej (Nationale Volksarmee). Codziennie zbierano, analizowano i przekazywano dane poszczególnych jednostek wojskowych socjalistycznej armii najwyższym dowódcom.
Dzisiaj bunkier jest jak kapsuła czasu. Robi surowe wrażenie. Jakby nic się nie zmieniło od tamtej wrogiej ludziom epoki. Butelka socjalistycznej wódki pod takiejże młodzieży flagą, siermiężne toalety i procedura niezmienna dla zwiedzających. Długim korytarzem przez śluzę do niemile pachnącego środka. Jedyna różnica to otwarty właz i świadomość, że można zwyczajnie wyjść. Wtedy nie było to możliwe. Wtedy tkwiło się parę dobrych minut pomiędzy światem bezrealności i koniecznej obrony przed niewidzialnym wrogiem.
Jesteśmy pod wrażeniem. Pod ziemią i pod wrażeniem. Nad nami niepozorne budynki z płyty, brandenburskie sosny i piach, a my tkwimy w jakiejś paranoi urządzonej tak, że funkcjonowała by i dziś. Oby tylko hydrze nie odrósł jeszcze gorszy i brzydszy łeb.