Gdybyśmy przyjechali tutaj drugiego listopada, być może usłyszelibyśmy myśliwski róg. Podobno na początku XVIII wieku jakiś bogacz nie posłuchał księdza, który przypomniał mu o zakazie polowania w Dzień Zadusznych, żeby zagubione dusze nie zgubiły drogi (swoją drogą legenda nie mówi nic o jej celu – niebo czy piekło?). Poszczuł księdza psem i polował jak oszalały przez długie godziny, po czym wpadł w skalne czeluście i umarł, skazując się na wieczną w tych okolicach tułaczkę. Bardzo łatwo sobie to tutaj wyobrazić i samemu łatwo wpaść w szczeliny zakamuflowane łagodnością traw i feerią jesiennych liści. 20 metrowy kanion otwiera się przed nami filmowo spektakularnie. Wnętrze ziemi kanciaste szarą skałą i śliskie gładkim kamieniem. Erozja milionów lat. Wyjątkowość i klimatu i podłoża, co przyczyniło się do jedynej takiej różnorodności flory w Belgii. Można podziwiać z góry, można wejść do środka i skakać po skałach jak kozica, albo penetrować groty, jak niedźwiedź. A później wybrać się w jedną z czterech tras wokół, które odkrywają inne, mniejsze tego typu twory, skaliste wnętrzności naszego globu. Piękny skrawek belgijskiej ziemi.