Po świątynnym uduchowieniu, żółwiach i zielonej tafli wody idziemy przed siebie. Tutaj w Hanoi świetnie takie włóczenie się wychodzi. Wszędzie jest ciekawie, wszędzie tętni życie, wszędzie jest coś do jedzenia.
Mijamy dużych rozmiarów pomnik narodowy Wietnamu, rozłożone na chuście podpłomyki, przyglądamy drzemiącym w lokalach ludziom, malarstwu ulicznemu i dochodzimy do Starego Miasta, którego nazwy ulic pochodzą warsztatów i sklepików rzemieślników. Podobnie jak w średniowiecznej Europie istniały cechy, podobnie funkcjonowała ta dzielnica. Szachownica ulic podzielana murami, których bram nigdy nie zamykano. Gdy napływ okolicznej ludności stał się zbyt liczny, mury te wyburzono. Wietnamskie cechy były dobrze zorganizowane, oferowały opiekę, ale i ścisłą kontrolę. Rzetelne rzemieślnicze zawody mogli uprawiać tylko ich członkowie. Prace wykonywano na zamówienie, a pozostałe wyroby oferowano w przywarsztatowych sklepikach. Kawałek frontowej ściany i plac przed nią, jak i opodatkowanie za metr kwadratowy przyniosły słynną zabudowę tubową. Z przodu wąsko, w głębi obszerniej i długo. Czyli z przodu 5-6 metrów szerokości, w głąb już nawet 50 metrów długości. Z przodu sklep czy warsztat (dwa pomieszczenia), potem pierwszy dziedziniec, przez który wpadało do środka światło i świeże powietrze, za nim pokoje sypialne i mieszkalne, czasem drugi dziedziniec, wokół którego skupiały się tzw. pomieszczenia wilgotne, czyli kuchnia, łazienka i ubikacja. Niektóre budynki posiadały piętro, gdzie znajdowały się lepsze izby. Dobudowywano nieustannie, często kierując się aktualną sytuacją rodzinną – ślubem, rodzicielstwem, wdowieństwem, czy starością. Dzisiaj niewiele z tamtej starej zabudowy pozostało. Ngoi Nha Di San pod numerem 87 to odrestaurowany przykład domu z XIX wieku.
A uliczki nazwane są od słowa Hang czyli towar i znajdziemy tutaj: Hang Non (kapelusznicy), Hang Thiec (konwisarze), Hang Hai (obuwnicza), Hang Dao (jedwabna), Hang Dao (bambusowa), Hang Dau (fasolowa), Hang Gao (ryżowa), Hang Bun (makaronowa), Hang Bo (wikliniarska), Hang Quat (lokalne dewocjonalia). Jakiś Hanojczyk zdradza nam jednak szeptem małą tajemnicę – te uliczki miały powstać z powodu braku fantazji jego ziomków. Gdy jeden otwierał sklep z garnkami, jego sąsiedzi robili po prostu to samo;)
Spacerujemy i przyglądamy się temu nieodgadnionemu życiu, tej niezliczonej masie ludzkich istnień. Wciąż napotykamy królowe hanojskich ulic – kobiety handlarki, z koszami, rowerami pełnymi owoców, kwiatów, napojów, wypieków, które niestrudzenie, codziennie oferują przechodniom towary, by sfinansować w ten sposób potrzeby swoich rodzin. Rodzin, które gdzieś na prowincji oczekują comiesięcznego finansowego zastrzyku. Szczuplutkie, z głowami ginącymi w przepastnych kapeluszach, z reguły zawstydzone, skromne, choć spotkaliśmy też buńczuczne, domagające się zbyt wygórowanej opłaty. Idące wciąż przed siebie, przechodzące przez ulicę i pchające swój życiowy tobół, jakby nic innego nie istniało na świecie.
Wieczór spędzamy w Teatrze Lalek na Wodzie, w którym jest tak samo jak na hanojskich ulicach – głośno i kolorowo. Ta stara forma ekspresji pochodząca prawdopodobnie z Indii trochę jest podobna do indonezyjskiego teatru cieni. Najstarsze wzmianki pochodzą z XI wieku. W XVII i XVIII wieku wykorzystywano lalki na kijach w czasie świąt i festynów świątynnych do rozbawienia publiczności. Niektóre pagody (jak Thay czy Giong w prowincji Ha Bac) posiadały stawy z małymi kapliczkami dla patronów laleczek, przed którymi urządzano przedstawienia. Aktorzy skupieni byli wokół mistrza, który przekazywał im materiały i teksty. Lalki mogły być robione tylko przez doświadczonych rzemieślników. W Hanoi istnieje od 1993 roku w północnej części jeziora Hoan Kiem państwowy teatr, który oferuje codzienne spektakle odbywające się zawsze według podobnego schematu. Najpierw rozbrzmiewają bębny i gongi oraz różne inne narodowe instrumenty smyczkowe. Wznoszona jest flaga, ktoś wita gości, a wszystko w gromkiej muzycznej oprawie i feerii kolorów. Za scenę służy basen, a sama akcja rozgrywa się na i w wodzie. Smoki, kaczki, węże, żaby, sadzenie ryżu. I oczywiście żółw, który pokazuje się ze sławnym mieczem. Folklor i legendy.