Stożki, skalne igły, spiczaste szczyty, wzniesienia, słupy – wapienne kaprysy matki ziemi, którymi słusznie zachwyca się cały świat. Przed milionami lat powstało w morskich głębinach wapienne podłoże, które popękało w wyniku tektonicznych ruchów i odkryte przez wycofujące się morze zostało wystawione na chemiczne działanie deszczu. Do tego podziemne rzeki wyżłobiły fantastyczne groty i jaskinie. Niektóre zapadały się w sobie pozostawiając skały, które krasowiały przez długie lata tworząc magię i finezyjność. Dzisiaj w odnodze Zatoki Tonkańskiej, zatoce Ha Long, zajmującej powierzchnię 1500 km² rozsianych jest 1969 wysp i wysepek – największy wodny teren kresowy świata.
Zatokę opanowali chińscy i wietnamscy piraci korzystając z niej jako punktu wypadowego dla swoich wypraw. Pod koniec XVIII wieku nikt nie odważył się pływać w tych okolicach, gdy korsarska działalność sięgnęła zenitu. Rekrutowali oni ochotników, których dowozili do powstań wewnątrz kraju, a do 1810 roku wraz z armią 50 tysięcy marynarzy przeciwstawiali się skutecznie chińskim i wietnamskim żołnierzom. W końcu jednak piraci przenieśli swoją działalność na rzeki wyparci przez brytyjską flotę, która walczyła o bezpieczny handel dla angielskiej Korony.
W północnej części krasowego terenu odkryto duże złoża węgla kamiennego, z których chętnie korzystali Francuzi. Ich węglowa spółka działająca na terenie Tonkin (nazwa Wietnamu Północnego używana od 1885 roku przez kolonizatorów) bardzo się wzbogaciła wydobyciem węgla i antracytu, wysługując się do tego miejscową ludnością traktując ją jak niewolników. Obecnie inwestuje się w rozwój turystyki. Zatoka została w 1994 roku wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO i gdy w 1998 roku odwiedziło ją jeszcze tylko około 300 tys. turystów to w 2002 roku liczba ta wzrosła już do 1,7 miliona. Wszyscy spotykają się w porcie, gdzie czekają najczęściej stare stateczki, którymi wywozi się gości (w międzyczasie serwując posiłki i handlując pamiątkami) najpierw do jaskini Sung Sot (Jaskinia Niespodzianek), w której oglądają fantastyczne formy skalne, niektóre lekko podświetlone. Potem płyną do małej przystani, gdzie według życzeń część pasażerów przesiada się na kajaki, inni wsiadają do łódek kierując się w stronę skał Hang Luon, w których wnętrzu znajduje się jeziorko. W tempie piętnastu minut trzeba wrócić z powrotem, by zostać przewiezionym na wysepkę Ti Top, gdzie znajduję się punkt widokowy, ale i plaże zachęcające do kąpieli. Nazwę wyspie nadał sam Ho Chi Minh na cześć radzieckiego astronauty Giermana Titowa, z którym był tutaj w 1962 roku. Po zejściu z pokładu wita nas pomnik radzieckiego bohatera, dublera Gagarina, który jako pierwszy przebywał na orbicie okołoziemskiej całą dobę. Czas pobytu – 40 minut.
Brzmi fajnie, ale rzeczywistość jest niesmacznym ekologicznym żartem. Uroda zatoki jest niewątpliwa, ale forma jej zwiedzania urągliwa. Stateczków jest dużo, są stare, niektóre zostają z turystami w zatoce na noc. Wszyscy są przepędzani, a na plaży roi się od morza głów, gdy z czterech czy pięciu podpływających statków wysypują się turyści. Trzeba dodać, że wykupując wycieczkę w Hanoi jedzie się tutaj około trzech-czterech godzin, co spowodowane jest korzystaniem z krajowych dróg, które prowadzą do …. centrum handlowego. Droga powrotna jest znacznie szybsza, gdyż busik jedzie autostradą. Czuliśmy się bardzo nieswojo i zrezygnowaliśmy z kolejnej wycieczki, którą mieliśmy w planach.
W zatoce dochodziło też do śmiertelnych wypadków na skutek nie tylko braku zachowania bezpieczeństwa, ale i przestarzałych statków. Od 2002 roku zginęło tutaj około 30 turystów.
Zatoka ma swoich stałych mieszkańców, ponad dwa tys. osób, które mieszkają na łodziach i bambusowych tratwach. Po wpisie na listę UNESCO byli oni podobno zmuszani do wysiedlenia, przed czym udało im się jednak obronić.
W czasie wojen indochińskich przyjmowano tutaj uchodźców, a na wyspie Cat Ba w jaskini powstał szpital, gdzie przebywało około 300 chorych. Stąd wypływali też w latach 70- i 80-tych minionego wieku tzw. Boat people, czyli uchodźcy ekonomiczni.
Wracając myślimy o Nefrytowym Cesarzu, który wysłał do Wietnamu Matkę Smoka i jej dzieci, by pomóc okolicznym mieszkańcom w walce z najeźdźcami z północy. Wrogowie nie tylko że natrafili na szmaragdowy mur, ale zostali też przez smoki spopieleni boskim ogniem. Nastał pokój, a mur zamienił się w wysepki o różnych rozmiarach i kształtach. Smoki nie powróciły do nieba, ale zostały tutaj i pomagały dalej ludziom. To na ich część nazwano to cudo Zatoką Lądującego Smoka. Pomagały, dlaczego więc zaprzestały? A może narasta ich gniew i te parę śmiertelnych ofiar niechlujstwa to tylko przestroga? Oby nie, oby ludzkość nabrała wreszcie trochę więcej rozumu i pojęła, że ziemię mamy tylko jedną. Ziemię, czyli nasz dom.