Nowy Rok to echa i cienie minionych. Niesłyszalne drżenia poruszonych wydarzeniami cząsteczek powietrza, którymi oddychamy wydychając przyszłość. Wpływ na historię i atmosferę, nasze wnętrze, które oplata odwiedzane miejsca delikatną woalką osobistych kropelek.
Kościół w Lossow miotał się od momentu powstania pomiędzy dobrem i złem, wiarą i pogardą. Gdy w 1746 roku zakończono jego budowę, celebrowano ten fakt po chrześcijańsku, konsekrując piękny budynek, w którym modlono się w wyznaniu ewangelickim do 1945 roku. Kwadratowa wieża, krypta dla sponsora kościoła i właścicieli wsi szlacheckiej rodziny von Beerfelde, ich herb na północnej ścianie budynku i rosyjska klątwa. Już w 1759 roku padł po raz pierwszy ich ofiarą – w czasie wojny 7-letniej Rosjanie splądrowali kościół i plebanię niszcząc przy tym wyposażenie oraz kościelne dokumenty. 13 lipca 1885 roku uderzył w kościół piorun, jego wieża się zawaliła, odbudowana w tym samym roku uległa jednak zębowi czasu wraz z resztą budynku, który w 1913 roku został zamknięty dla wiernych. A 1945 roku znów pojawili się Rosjanie, Czerwonoarmiści, którzy czuli się jak u siebie w opuszczonej przez mieszkańców wiosce. Kościół za ich przyczyną polizały języki płomieni. Ruina ostała się do dziś. Bez dachu, ale z otwartymi do wnętrza drzwiami. W środku otula natychmiast cisza i spokój, mury skutecznie odgradzają od śniętego po sylwestrowej nocy świata. Izolują sztucznie i przenoszą metafizycznie w ciszy głębię.
Naprzeciwko drzwi wejściowych stoi pół pomnika dla żołnierzy I wojny światowej. Dodatkowo dopięto do niego tablicę informującą o czci poległych w niemiecko-francuskiej wojnie lat 1870-1871. Najpierw widać smutnego konia, albo leżącego, albo umierającego w wojennym trudzie. Dopiero po chwili można dostrzec kawałek męskiej nogi. Tyle zostało z pamięci i wojny, z patriotyzmu i śmiertelnych efektów jego kultywowania. Czy żołnierze umierający za ojczyznę byliby szczęśliwi widząc dzisiejszą europejską braterskość?