Do body udajemy się per pedes, wciąż zafascynowani życiem tętniącym na hanojskich ulicach. Niektórzy ludzie mają je za dom, ciągną ze sobą swój los, zarabiają pieniądze, odpoczywają, śpią, jedzą, żalą się i cierpią. Szukają szczęścia i znoszą przeznaczenie. Albo uśmiechamy się do przyjaznych scenek, albo rozdziera nam serca...
Przed mauzoleum, w którym mamy nadzieję zobaczyć body, mały tłumek. Wszyscy tak się tutaj o tym miejscu wyrażają – body, dzisiaj zamknięte. Trzeba przyjść jutro. Na pocieszenie wypręża się do nas Lenin w parku swojego imienia. Zawsze w przód, cokolwiek by nie było, bez tchu. Jest niewiarygodnie parno, ale decydujemy się na zwiedzenie cytadeli cesarskiej Thăng Long.
Stara siedziba władców Wietnamu od początku XI do końca XVIII wieku. Wzniesiona przez chińskie władze okupacyjne w VIII wieku w miejscowości wtedy zwanej Dai La, w której rezydował ich gubernator. Od XI wieku istniało tutaj Zakazane Miasto dynastii Ly, które zostało jednocześnie stolicą państwa. Cytadela spełniała do momentu przeniesienia stolicy państwa do Hue funkcję pałacu cesarskiego. Pod koniec XVIII wieku niszczona przez działania wojenne, sto lat później dzieła dokończyły francuskie władze kolonialne. Nazwę Thang Long zamieniono na Hanoi, a po wyzwoleniu cytadela zmieniła się w wojskowe koszary. W jednej części (z ośmiokątną wieżą flagową) otwarto Muzeum Historyczne Armii Wietnamskiej, reszta wykorzystywana jest dalej przez wojsko. My skupiamy się na resztkach cesarskiej cytadeli, odkrywając stare do niej wejście, nieczynny teatr na wodzie, pagodę i halę wystawową oraz bunkier z adekwatnym wystrojem wnętrz. Snujemy się w ogromnym upale po ogrodzie, który od strony turystycznej jest wypielęgnowany, ale już na tyłach zdziczały i zaniedbany.
Stamtąd idziemy przed siebie szukając ochłody w miejskich fontannach, by w końcu dotrzeć do starej, wytwornej kolonialnej dzielnicy miasta i słynnego hotelu Metropole, jednego z ostatnich Grand Hotel południowo-wschodniej Azji. Otwarty w 1901 roku, przetrwał francuską i japońską okupację, wojnę indochińską i wietnamską oraz podział i zjednoczenie kraju. Powstał w dzielnicy, którą Francuzi budowali na swoją modłę i przywieziony z ojczyzny styl, dla Europejczyków, którzy bogacili się na kauczukowych interesach bezwstydnie. Szybko stał się centrum kolonialnego życia. To tutaj pokazano pierwszy film kinowy Indochin. To tutaj gościli nietuzinkowych goście. W 1923 roku ukończył w nim swoją książkę „The Gentleman in the Parlour” angielski powieściopisarz Somerset Maugham, Charlie Chaplin spędził w 1936 roku poślubny tydzień, Jane Fonda skrywała się w hotelowym bunkrze przez nalotami bombowymi Amerykanów, a roku 1988 przebywał w nim nasz Mieciu. Notabene to była 47 zagraniczna podróż Miecia. Z NRD przez ZSRR, Pakistan, Indie, Wietnam, Tajlandię, Malezję, Singapur dotarł do Indonezji. 16-dniowa wyprawa, która dzisiaj wydaje się mu podróżą z kosmosu;)
Całe późne popołudnie szwendamy się po mieście zaglądając do biblioteki, do gabinetu dentystycznego, do garnków i misek pałaszujących ich zawartości klientów garkuchni, by dotrzeć w końcu do w międzyczasie ulubionej stołówki buddyjskiego klasztoru, w której serwowane są wyśmienite wegetariańskie i wegańskie dania. Muszę przyznać, że prawdopodobnie dzięki temu lokalowi obyło się bez żadnych żołądkowych sensacji, za co naprawdę jesteśmy właścicielom lokalu wdzięczni.