Gdy na siedmiu morzach świata trwały zaciekłe podwodne i nawodne walki, szumiał tutaj sosnowy las. Opiewana przez Fontane (XIX-wiecznego niemieckiego pisarza) brandenburska przyroda dzielnie wyrastała na słynnych piachach w górę i kryła w sobie wielkie tajemnice. Brudne i mordercze, ale przyroda nigdy nie ma wpływu na to jakich w sobie wita gości. Gdzieś tam morza kalane były bombami i ubotami, które właśnie stąd, z brandenburskich lasów, były sterowane. Pomiędzy smukłymi sosnami i soczyście zielonym mchem zagnieździło się w latach 1943-45 Naczelne Dowództwo Marynarki Wojennej. Ludzie, których celem było pokonanie wroga, nieuznawanego przez nich człowieka, który mówił innym językiem, bądź wyglądał inaczej niż oni.
Obiekt Koralle. Niejaki Karl Dönitz, oficer marynarki, który mianowany został w politycznym testamencie z 29 kwietnia 1945 roku przez Hitlera jego politycznym następcą miał tutaj swój dom. Do biura schodził jak szczur, pod ziemię, do labiryntu połączonych ze sobą schronów, do gniazda nienawiści i morderczych planów. Służyło mu wielu innych oficerów, podoficerów, zwykłych żołnierzy, dla których sklecono baraki. Dowództwo mogło zabawiać się w wolnych chwilach w kasynie.
I dyktowano tutaj manifest przeciwko Hitlerowi, który był przygotowaniem zamachu na niego. W służbowym mieszkaniu Bertholda Grafa Schenka von Stauffenberga przez jego brata Clausa. Pośród brandenburskich sosen. I dzisiaj śladami tamtych nazistów pośród zniszczonych wybuchami schronów można wędrować. Oddychać pełną piersią i cieszyć, że szczurów już nie ma.