Bardziej ponuro w lipcu o poranku być nie może. Jakby był listopad. Siąpi i wokół roztacza się mgła. Jedziemy do Odrynek, ale tak naprawdę zatrzymujemy się w jakimś dziwnym miejscu, które nie wygląda na zamieszkałe przez kogokolwiek. Bezkresne łąki, parę drzew i drewniana śliska kładka. Jeszcze wtedy nie wiedzieliśmy, że nazywa się kładką życia. Poszliśmy nią sami, gdyż dzieci stanowczo odmówiły wyjścia na deszcz. I szybko zniknęliśmy we mgle. Naszym oczom ukazała się brama prowadząca do skitu położonego na mokradłach, który wybudował z niczego archimandryta Gabriel. Weszliśmy tam, jakbyśmy dotarli do zaświatów – we dwoje, ale zupełnie sami, przemoczeni do suchej nitki, ale z radością odkrycia czegoś niesamowitego. Od razu zrobiło się nam ciepło, od razu poczuliśmy się jak w domu, od razu weszliśmy do świątyni, by zapalić smukłe świeczki. Gdy wyszliśmy on już na nas czekał i jakby zakochał się w moim mężu. Znacząco westchnął, że ma za dużo stresu, że trzeba dbać, że dobrze mu z oczu patrzy, ale skóra wymaga opieki. Złapał za nasze dłonie i mrucząc coś pod nosem pobłogosławił głowy i zaprosił do swojego zielnego gabinetu, w którym zapisał stosowną mieszankę ziół dla małżonka. Niemalże przytulał się uśmiechniętymi oczami do niego. Nie próbowałam interweniować ani wysuwać się na jakikolwiek plan. Był jedynym pionkiem dowodzącym w tej grze.
Przybył tutaj w 2006 roku. 488 lat po tym, jak książę Iwan Michałowicz Wiśniowiecki przeprawiając się tratwą przez rzekę Narew w drodze do Wilna zobaczył światło nad ikoną św. Antoniego Pieczerskiego. Obydwoje, czyli i Iwan i Gabriel, nie mogli oprzeć się cudowi. Ten pierwszy objawienia, ten drugi otaczającej go przyrody i niepojętego poczucia więzi z Pieczarskim. I to właśnie ten drugi w miejscu, gdzie Iwan zobaczył ikonę, wybudował najpierw kaplicę, a później cały kompleks nowej pustelniczej wspólnoty zakonnej. Pomagała mu w tym cała okolica. Gabriel, chociaż pustelnik, potrafił zjednywać sobie ludzi. Uśmiechał się, gotował zupy, które potem roznosił po okolicznych wioskach i przyjmował chorych, którym zapisywał ziołowe mieszanki. Znał się na roślinach i ich właściwościach jak nikt inny. Dla nas też jest poczęstunek. Gabriel zachęca do skosztowania. I wciąż się uśmiecha pozując z ochotą do zdjęcia. Ale tylko z nim. Moim mężem.
Mnich zmarł dwa miesiące później. 22 listopada 2018 roku.