W ostatni dzień roku zdążyliśmy zdobyć jeszcze jeden stempel do naszych książeczek w ramach projektu Igła Wędrowca gór Harcu. W ostatni dzień roku wymarzyliśmy sobie przestrzeń, słońce, chmury i las.
Wspinamy się na szczyt, nużącą i szeroką drogą. Najpierw przechodzimy po tamie zdającą się być promenadą wschodnio-północnego Harcu, pełną ludzi, którzy rozprostowują nogi, by przygotować się do wieczornych zabaw. Oddalamy się z ulgą od spacerowej trasy wchodząc na drogę, która wprawdzie łagodnie, ale nieustannie i bezlitośnie wspina się w górę. Szlak, którym już w czasach neolitu i epoki brązu przemierzano z ważnymi wiadomościami, często też transportując towar. Początkowa euforia zamienia się w zadyszkę, a nogi robią się coraz cięższe. Na rozstaju dróg, przy dwóch ławkach z niedźwiedziem kierunkowskaz pokazuje niebieski stempel bez podawania odległości. Musi być więc blisko. Niby tak, ale droga jest stroma. Tak na dokładkę. Gdy dochodzimy do budki, czujemy się jak królowie Harcu. Niby nic, a jest nam niezmiernie gorąco. I robi się goręcej, gdy na szczycie Lageswarte rozglądamy się dookoła. Co za widok! Gdzieś w oddali, schowany w chmurach, ale widoczny Brocken. Na pierwszym planie spiętrzone wody rzeki Innerste, a wokół las i nieboskłon. Jest wietrznie, jest bosko. Schodzimy prosto na zalew, by na kładce położyć sią ostatni raz w tym roku i spojrzeć z tej pozycji w niebo. Na moment nawet się rozpogodziło i pojaśniało zachodzącym słońcem.
Jest już późno, gdy wjedziemy na chwilę do pobliskiego Seesen z nadzieją, że dostaniemy jeszcze coś do jedzenia. Oprócz otwartej budki z grzańcem wszystko zamknięte jest na cztery spusty. Tylko Maryjka z Jezusem kolorowo oświetleni są obecni.
Niech się nam wiedzie, coraz lepiej i coraz zdrowiej!