Zaproszono nas na imprezę i nie wypadało odmówić. Zakładamy kowbojskie kapelusze i zabieramy butelkę szampana. Może uda nam się dokupić coś na zagryzkę. Jakiś kiszony ogórek. Albo nowobogackie oliwki.
Lokal jest równie kolorowy, jak nasze wyobrażenie o spędzanych w nich nocach. Upiększony gwiazdami. Dumny. Niestety, jesteśmy spóźnieni i to, co zastajemy wywołuje w nas żal i złość, że nie dodaliśmy na trasie gazu. Trzeba było mieć za nic ograniczenia prędkości czy radary. Trzeba było wyjechać wcześniej, a nie mizdrzyć się i zmieniać kiecki przed lustrem.
Tutaj pobierano kiedyś cło. Lokal gastronomiczny sam się przy takiej okazji prosił. A panie lekkich obyczajów już się tak przygranicznie napatoczyły. Chociaż cła już nie było. Karta dań, niezbyt wykwintna, za to alkohol do wyboru, do koloru i program erotyczny na małej scenie brazylijsko wyposażonego pomieszczenia. Palmy w ubikacjach i keyboard w garażu. Na górze róże, kolorowe karty, podejrzane drewniane blaty, łoża, umywalki w celu zachowania higieny i książki. Pokój jakby dziecinny, inny młodzieżowy, kto powiedział, że właścicielem lokalu nie może być rodzina? Miłość to życie, a życie jest warte każdej ceny....
Kieliszki, różowe girlandy, kominek i pusta już lodówka. Zimny alkohol łatwiej wpływa do gardła. Rozkojarzonym wzrokim próbujemy odszyfrować historię ostatniej spędzonej na zabawie tu nocy. Kicz hulanki. Swoboda zachodu. Drink od barmanki. Banknot wyciągany lekko i często z portfela. A może brano tutaj też na kredyt?
Niepyszni opuszczamy gościnne progi. Jedziemy do Henryka Lwa i najważniejszej twierdzy obronnej Welfów – zamku Lichtenberg zwanego też zamkiem Henryka (Heinrichburg). Położony w strategicznym miejscu między arcybiskupstwem Hildesheim a szwabskim Goslar od XII wieku dzielnie bronił welfowskich interesów. Zniszczyły go dopiero w 1552 roku moździerze związku szmalkaldzkiego, którego żołnierze napadli okolicę, rabując i niszcząc wszystko, na co natrafili na swojej drodze. Pozostał stołp, jako wieża widokowa, aktualnie zamknięta z powodu wirusa na cztery spusty i fundamenty starej twierdzy. A parę pagórków dalej odkrywamy kamień Gaußa, księcia matematyków, fizyka, astronoma i geodety. Właśnie tutaj uczony przeprowadzał pomiary królestwa Hannoweru na zlecenie króla Grzegorza IV korzystając z kamienia jako punktu wyjścia. A my spacerujemy ciesząc się chwilą oddechu od wszelkich smutków tego świata.